Uważam, ze TAKI komentarz zasługuje na pełną odpowiedź i to tutaj. :)
Przede wszystkim cieszę się, ze Ci się podoba! Pierwsze rozdziały... ugh nawet nie chce ich komentować, są okropne, ale nie mam zwyczaju zmieniać czegoś co się dokonało, więc jedne co zrobię to poprawie wszelkie błędy, wiem, jest ich dużo i zostawię. Każdy kolejny rozdział pisało mi się lepiej i sama czuję ten "skok" wyżej, jak to się teraz mówi, "nie jestem już gimbusem" czy coś takiego... w każdym razie dziękuje za ten długi i pouczający komentarz, na pewno wpisze mi się w pamięć :D
Zbliżamy się ku końcowi.
Dziękuję, Wam za wszystkie komentarze, bardzo mnie motywują!
Jeszcze bardzo ważna rzecz, szukam bety! Ktoś, coś zapraszam na gg :)
Ten rozdział po dwóch miesiącach, nie zaavadujciue mnie! I nie zaazkabanujcie! Opiecuję poprawę!
Dla Was, bo jesteście ze mną!
Rozdział 19 - Ronald!
„Więc
co za róznica, chcieć,
czy nie chcieć czegoś zrobić,
efekt końcowy jest taki sam.”
~V.Roth „Wierna”
czy nie chcieć czegoś zrobić,
efekt końcowy jest taki sam.”
~V.Roth „Wierna”
Pamietał
te czasy, kiedy obserwował ją zza okna. Nie wiedziała o tym, teraz
też nie wie, bo jej nie powiedział. Nie wie o tym, że jest i była
jego obsesją. A teraz jej tu nie ma. Kolii, która powinna być w
jednej szuflad jej mahoniowego biurka też nie. Powinien był
uważać. Albo spróbować jej powiedzieć choć część tej
prastarej części klątwy. Ale nie zrobił tego. Patrzył na pomnik
poległych, który mimo śniegu wciąż miał czerwone kwiaty i
myślał. To były jego ostatnie chwile w Hogwarcie. Ślub Ginny i
Potter'a miał odbyć się za tydzień, a jego narzeczonej nigdzie
nie było. Gdyby tylko jej powiedział. Nie ma co gdybać. To
przecież nie w stylu Malfoy'a.
Od
razu po patronusie, który notabene wcale nim nie był wysłał
wiadomości do swoich informatorów. Jest Malfoyem i ma dojścia. Tak
jak i pieniądze, które teraz okazały się bardzo potrzebne. Jak
jeszcze nigdy. Gdyby tylko wiedział... ale nie będzie się
załamywał. Zrobi wszystko by ją uratować. Nie pozwoli wypełnić
się tej chorej przepowiedni, a tym bardziej nie pozwoli cioteczce
zrealizować klątwy. Hermiona musi przeżyć.
Wdrażając
plan uratowania narzeczonej w życie, zastanawiał się jednocześnie
jak to wszystko wyjaśnić, bez tajemnic. Potrzebny mu był do tego
Łasic, niestety, ale bez niego nie zrobi tego co musi. Więc tak po
pierwsze kolia i „DARK MISTERY”. Jaki on był głupi. Dlaczego
tego nie przewidział. Kolia, która od tylu lat znajdowała się w
skarbcu jego rodziny, nie mogła, ot tak sobie przywędrować do rąk
gryfonki. Dwieście lat było bezpiecznie. Nie powiedział im, że
trucizna ot tak nie wyparuje z organizmu. To przecież nie logiczne.
Wysłał patronusa do Pottera, Weasley'ów i Zabinich, przekazał, że
za godzinę spotykają się w MalfoyManor. Chciał nie chciał,
musiał tam wrócić i musiał im wszystko wyjaśnić. Po raz
pierwszy w historii swego przeszło osiemnastoletniego życia Draco
Malfoy musiał przestać kombinować. Cóż, nie był z tego
zadowolony. Wyszedł za bramy Hogwartu i od razu zniknął z cichym
trzaskiem. Pojawił się przed bramą dawno nie odwiedzanej
rezydencji. Ogród był w opłakanym stanie. Białe mury pękły i
zszarzały. Magia, która trzymała rezydencje w ryzach od kilkuset
lat osłabła, a to wszystko dlatego, że przez niecały rok nie
mieszkał tu żaden Malfoy. Nie chciał teraz myśleć nad tym co
zrobić z rezydencją, otworzył skrzypiącą bramę i wszedł, gdyby
tylko słuchał na Zaklęciach dokładniej, wiedziałby czym grozi
taka prastara magia. Niestety Draco Malfoy nie był Hermioną Granger
żeby wiedzieć wszystko.
***
Obudziła
się obolała z suchym gardłem i brakiem czucia w lewej części
ciała. W prawej dłoni wciąż trzymała kolię, poszła po nią do
swojego pokoju. Nie wiedziała gdzie jest i co tu robi. Miejsce
pachniało stęchlizną i czymś bliżej niezidentyfikowanym. Ledwo
widziała na oczy. Nagle doznała olśnienia, Bellatrix Lestrange w
jej pokoju, dobrze, że nie zaczepiła jej rodziców. Ale skoro Bella
była w jej pokoju, to gdzie jest w tej chwili, jakim zaklęciem
dostała i jakim cudem Lestrange żyje. Hermiona widziała na własne oczy jak pani Weasley trafia ją Avadą. Chłód bijący od
nawierzchni, na której się znajdowała przenikał ją do szpiku.
Była głodna, powracające uczucie ssania w żołądku było
uciążliwe. Żałowała, że nie ubrała się w coś cieplejszego,
ale kto normalny zakładałby sweter w czerwcu! Nawet jeśli była to
Anglia. Poruszyła lewą dłonią, paraliż najprawdopodobniej
spowodowany zaklęciem mijał, więc dziewczyna spróbowała się
podnieść. Jedyne co udało jej się osiągnąć to podparcie pleców
o kamienną, jak się okazało, ścianę i ból w prawym ramieniu.
Zawsze to jakiś sukces. Po tym nadludzkim, na jej aktualny stan
zdrowotny, wysiłku zaczęła analizować sytuację. Bellatrix
Lestrange, mogła się domyśleć, że żyje po tym, co powiedział
jej Draco, ale przy tej cholernie przystojnej tlenionej fretce nie da
się logicznie myśleć. Ale ona nawet nie przeanalizowała jego
słów, była na siebie wściekła, co on mówił? Szukała w
odmętach swojej pamieci jego słów:
„Kolia zamieniła się w sztylet, bo … moja cioteczka ją przeklęła. I tu nawiązujemy do pierwszego pytania. Zostawiłem cię, bo musiałem cię chronić. Musiałem się od ciebie odseparować. Ona groziła, że cię zabiję. Jest jedyną osobą, która została z mojej rodziny i staram się ją szanować, ale ona... jest taka jak ojciec. Z resztą nie mogę pozwolić by ktoś cię skrzywdził. Wiesz kto rzucił klątwę na kolię, kto wykradł ją z mojego skarbca. Kto groził mi, że cię zabiję... to Bellatrix Lestrange.” Słowa jak żywe zabrzmiały w jej głowie, czuła się tak jakby Draco był obok i szeptał jej te słowa do ucha.
„Kolia zamieniła się w sztylet, bo … moja cioteczka ją przeklęła. I tu nawiązujemy do pierwszego pytania. Zostawiłem cię, bo musiałem cię chronić. Musiałem się od ciebie odseparować. Ona groziła, że cię zabiję. Jest jedyną osobą, która została z mojej rodziny i staram się ją szanować, ale ona... jest taka jak ojciec. Z resztą nie mogę pozwolić by ktoś cię skrzywdził. Wiesz kto rzucił klątwę na kolię, kto wykradł ją z mojego skarbca. Kto groził mi, że cię zabiję... to Bellatrix Lestrange.” Słowa jak żywe zabrzmiały w jej głowie, czuła się tak jakby Draco był obok i szeptał jej te słowa do ucha.
Bellatrix
Lestrange przeklęła kolię, czyli żyje, bo musiała to zrobić pod
koniec pierwszego semestru, kiedy Dracon ją zostawił. Ale jak
brzmiały słowa przepowiedni wypowiedzianej w sylwestra? I dlaczego
do cholery nie analizowali tego razem, dlaczego nikt się nad tym nie
zastanawiał? I dlaczego Draco tak skutecznie odsuwał ją od tej
całej przeklętej sprawy? Hermiona Granger nie znała odpowiedzi na
te pytania.
Nagle
w szczelinie naprzeciw niej zabłysło światło, po chwili drzwi, do
pomieszczenia, w którym była otworzyły się, a w nich pojawił się
nieznany jej człowiek.
***
-Draco?
Draco? Żyjesz?
-Malfoy do cholery!
-Malfoy do cholery!
-Fretko
co Ci jest?
Nad
bladą twarzą Dracona Malfo'a sterczały trzy głowy, nagle pojawiła
się czwarta iście ruda, pewnie Ginevra.
-Już,
już, żyję – najwyraźniej nic mu się nie stało, skoro w jego
głosie dało usłyszeć się doskonale wyważoną nutę ironii i
sarkazmu.
-Malfoy
wstawaj i wytłumacz, dlaczego leżysz u bram swojego dworu i co się
tu do kurwy nędzy dzieje – powiedział Potter na skraju
wytrzymałości.
-Nie
wiem co się tu dzieje, już teraz nie wiem, ale zaraz się dowiem,
może wejdziemy do rezydencji i usiądziemy w salonie. Powiedziawszy
to obejrzał się za siebie jakby wyczuł, ze ktoś jeszcze się
pojawi. Przeczucie sprawdziło się, tuż za bramą aportował się
Ronald Weasley.
-Ronald
co ty tu robisz? - zabrzmiało pytanie Ginny Weasley. Cóż, jeżeli
widzieliście rozwścieczonego hipogryfa, to wyobraźcie sobie takich
dziesięć i wstawcie w jedną osobę o wzroście metr sześćdziesiąt
w kapeluszu, już wiecie jak w tym momencie wyglądała Ginevra Molly
Weasley – istne ucieleśnienie furii.
***
-Ramzesie,
choć raz wypełniłeś powierzone ci zadanie.
Usłyszała
głos Bellatrix, domyśliła się, że człowiek, który ją tu
prowadził to Ramzes, miała opaskę na oczach. Ból w lewej nodze
rósł na sile. Jak ona chciała się stąd wydostać.
-Jak
się czuje nasza szanowna szlamcia? - pytanie było skierowane do
niej, ale miała imię i godność, nie będzie odpowiadać na
pytania, które jej uwłaszczają – pytam się coś! - poczuła
tylko silny zapach perfum, a zaraz za nim siarczysty policzek i
głośny plask, Ramzes nie zdążył jej zdjąć opaski z oczu –
odpowiadaj jak się do ciebie mówi!
-Mam
imię, Lestrange. - hardo spojrzała jej w oczy, które nawet nie
przyzwyczaiły się do oślepiającego blasku jaki zastała w
pomieszczeniu, jak dobrze było widzieć. Ramzes gdzieś zniknął,
została tu sama z oszalałą i psychiczną kobietą. Zapowiada się
ciekawie.
***
-Ginny
o czym ty mówisz? - zapytał Blaise, który nie wiedział o sytuacji
rodzinnej panującej w domu Weasleyów. Od dziesięciu minut
siedzieli w salonie i próbowali zrozumieć Dracona, który nagle
zniknął w swoim gabinecie, nie wyjaśniając co robi tu Ronald, ani
jak mają uwolnić Hermionę. Po prostu sobie poszedł. A Gin, jak to
ona wykorzystała sytuację i dała ostrą reprymendę bratu, który
zniknął z powierzchni ziemi pół roku temu.
-Mówię
o tym, ze mój głupi brat zniknął z powierzchni ziemi, zaraz po
tym jak wyszło na jaw, że zdradzał Hermionę. Nie wiem, o co
chodziło z tego co się domyślam, wie to tylko Malfoy, który
zniknął...
Nie
dane było jej dokończyć. Wzrok Rona wbity w nią i słowa, które
usłyszała zza swoich pleców, skutecznie zawiązały jej usta.
-Nie
wiedziałem.
Zaniemówiła.
Jak to nie wiedział?!
***
-Szlamcia
nie ładnie się odzywa! Crucio!
Przeszywający
ból przebił jej skórę, mięśnie i wszystkie narządy wewnętrzne.
Ale nie krzyczała, nie pozwoli jej usłyszeć swojego bólu.
Pamiętała sytuacje sprzed roku, kiedy z Ronem i Harrym zostali
złapani przez szmalcowników. Łzy stanęły jej w oczach, a blizna
przypomniała o sobie. Nie wiedziała czy czuje ból ze względu na
zaklęcia, wspomnienia, czy Rona.
-Nie
chcesz ze mną rozmawiać to może się pobawimy, a potem dokończę
przepowiednie.
Jaką
przepowiednie...? Ta myśl była
ostatnią zanim zapadła w stan nie dopuszczania do siebie niczego.
Nie chciała czuć kolejnych zaklęć.
***
-Nie
wiedziałem, jak? - krzyknął Harry, nie wiedział co się tu
dzieje. Zmobilizował cały Zakon do szukania przyjaciółki, ale to
nie przynosiło rezultatów. Ron zniknął i nie odpowiadał na
listy. Sowy wracały często skrzywdzone, bądź umierające,
najczęściej z głodu. Nie było o nim żadnych wieści, aż tu
nagle wrócił. Zbawiciel czarodziejskiego świata nie wiedział w
czym rzecz i o co w tym wszystkim chodzi.
-Normalnie,
Potter. - Dracon Malfoy stanął w progu drzwi, wyglądałby niczym
zesłaniec bogów, ale jego twarz, była objętna, jedyne co wyrażało
odrobinę emocji to oczy – Łasic jest nam potrzebny. Pociągnąłem
za kilka sznurków i znalazłem go. Od razu wyczułem magię mojej
cioteczki, majstrowała w jego umyśle, dlatego zdradzał Hermionę,
to cholerne zaklęcie było powodem wszystkiego. Zdjąłem je i
zostawiłem pod opieką mojej kuzynki drugiej linii, czwartego
pokolenia, żeby się nim zajęła i jak wyzdrowieje kazała mu wrócić. Zostawiłem jej świstoklik i wróciłem tutaj. Potem
wszystko wydarzyło się tak szybko. Śluby, wesela, zaginięcie,
klątwa. A ja chciałem was ochronić, ją chroniłem, jak widać nieudolnie, bo i tak ją dopadła. Musze wam powiedzieć jak brzmi
cała treść klątwy.
-Nastanie
czas zły i dobry, miłość czar odwróci. Magii moc wielka będzie
i nic się już nie wróci. Upadną wszelkie stereotypy, czar miłości zostanie rzucony. Sztyletem więzy przetną Ci co nie
powinni być do tego zdolni. - powiedział Ronald.
-Skąd to znasz?
-Skąd to znasz?
-Właśnie
do tego jest nam potrzebny.
***
Wszystko
ja boli, chce jeść, albo chociaż pić. Jak
dobrze, że nie ma tu Lestrange.
-Może
to był tylko głupi sen – powiedziała do siebie.
-To
nie był sen, szlamciu, jestem tutaj.
W blasku księżyca połyskiwało srebro noża. Tego samego noża, którym ma naznaczone ramie, już wiedziała, że zginie.
W blasku księżyca połyskiwało srebro noża. Tego samego noża, którym ma naznaczone ramie, już wiedziała, że zginie.
„A
ty nie płacz za mną
a ty nie płacz po mnie,
bo gdybym się nie obudził
będę tam gdzie ogień płonie...”
a ty nie płacz po mnie,
bo gdybym się nie obudził
będę tam gdzie ogień płonie...”
~Kali&Gibbs