sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 19 - Ronald!

Na początek coś dla Syntii Black (mogę odmienić?) :D
Uważam, ze TAKI komentarz zasługuje na pełną odpowiedź i to tutaj. :)

Przede wszystkim cieszę się, ze Ci się podoba! Pierwsze rozdziały... ugh nawet nie chce ich komentować, są okropne, ale nie mam zwyczaju zmieniać czegoś co się dokonało, więc jedne co zrobię to poprawie wszelkie błędy, wiem, jest ich dużo i zostawię. Każdy kolejny rozdział pisało mi się lepiej i sama  czuję ten "skok" wyżej, jak to się teraz mówi, "nie jestem już gimbusem" czy coś takiego... w każdym razie dziękuje za ten długi i pouczający komentarz, na pewno wpisze mi się w pamięć :D


Zbliżamy się ku końcowi.
Dziękuję, Wam za wszystkie komentarze, bardzo mnie motywują!
Jeszcze bardzo ważna rzecz, szukam bety! Ktoś, coś zapraszam na gg :)
Ten rozdział po dwóch miesiącach, nie zaavadujciue mnie! I nie zaazkabanujcie! Opiecuję poprawę!
Dla Was, bo jesteście ze mną!


Rozdział 19 - Ronald!



Więc co za róznica, chcieć,
czy nie chcieć czegoś zrobić,
efekt końcowy jest taki sam.”
~V.Roth „Wierna”

Pamietał te czasy, kiedy obserwował ją zza okna. Nie wiedziała o tym, teraz też nie wie, bo jej nie powiedział. Nie wie o tym, że jest i była jego obsesją. A teraz jej tu nie ma. Kolii, która powinna być w jednej szuflad jej mahoniowego biurka też nie. Powinien był uważać. Albo spróbować jej powiedzieć choć część tej prastarej części klątwy. Ale nie zrobił tego. Patrzył na pomnik poległych, który mimo śniegu wciąż miał czerwone kwiaty i myślał. To były jego ostatnie chwile w Hogwarcie. Ślub Ginny i Potter'a miał odbyć się za tydzień, a jego narzeczonej nigdzie nie było. Gdyby tylko jej powiedział. Nie ma co gdybać. To przecież nie w stylu Malfoy'a.
Od razu po patronusie, który notabene wcale nim nie był wysłał wiadomości do swoich informatorów. Jest Malfoyem i ma dojścia. Tak jak i pieniądze, które teraz okazały się bardzo potrzebne. Jak jeszcze nigdy. Gdyby tylko wiedział... ale nie będzie się załamywał. Zrobi wszystko by ją uratować. Nie pozwoli wypełnić się tej chorej przepowiedni, a tym bardziej nie pozwoli cioteczce zrealizować klątwy. Hermiona musi przeżyć.
Wdrażając plan uratowania narzeczonej w życie, zastanawiał się jednocześnie jak to wszystko wyjaśnić, bez tajemnic. Potrzebny mu był do tego Łasic, niestety, ale bez niego nie zrobi tego co musi. Więc tak po pierwsze kolia i „DARK MISTERY”. Jaki on był głupi. Dlaczego tego nie przewidział. Kolia, która od tylu lat znajdowała się w skarbcu jego rodziny, nie mogła, ot tak sobie przywędrować do rąk gryfonki. Dwieście lat było bezpiecznie. Nie powiedział im, że trucizna ot tak nie wyparuje z organizmu. To przecież nie logiczne. Wysłał patronusa do Pottera, Weasley'ów i Zabinich, przekazał, że za godzinę spotykają się w MalfoyManor. Chciał nie chciał, musiał tam wrócić i musiał im wszystko wyjaśnić. Po raz pierwszy w historii swego przeszło osiemnastoletniego życia Draco Malfoy musiał przestać kombinować. Cóż, nie był z tego zadowolony. Wyszedł za bramy Hogwartu i od razu zniknął z cichym trzaskiem. Pojawił się przed bramą dawno nie odwiedzanej rezydencji. Ogród był w opłakanym stanie. Białe mury pękły i zszarzały. Magia, która trzymała rezydencje w ryzach od kilkuset lat osłabła, a to wszystko dlatego, że przez niecały rok nie mieszkał tu żaden Malfoy. Nie chciał teraz myśleć nad tym co zrobić z rezydencją, otworzył skrzypiącą bramę i wszedł, gdyby tylko słuchał na Zaklęciach dokładniej, wiedziałby czym grozi taka prastara magia. Niestety Draco Malfoy nie był Hermioną Granger żeby wiedzieć wszystko.

***
Obudziła się obolała z suchym gardłem i brakiem czucia w lewej części ciała. W prawej dłoni wciąż trzymała kolię, poszła po nią do swojego pokoju. Nie wiedziała gdzie jest i co tu robi. Miejsce pachniało stęchlizną i czymś bliżej niezidentyfikowanym. Ledwo widziała na oczy. Nagle doznała olśnienia, Bellatrix Lestrange w jej pokoju, dobrze, że nie zaczepiła jej rodziców. Ale skoro Bella była w jej pokoju, to gdzie jest w tej chwili, jakim zaklęciem dostała i jakim cudem Lestrange żyje. Hermiona widziała na własne oczy jak pani Weasley trafia ją Avadą. Chłód bijący od nawierzchni, na której się znajdowała przenikał ją do szpiku. Była głodna, powracające uczucie ssania w żołądku było uciążliwe. Żałowała, że nie ubrała się w coś cieplejszego, ale kto normalny zakładałby sweter w czerwcu! Nawet jeśli była to Anglia. Poruszyła lewą dłonią, paraliż najprawdopodobniej spowodowany zaklęciem mijał, więc dziewczyna spróbowała się podnieść. Jedyne co udało jej się osiągnąć to podparcie pleców o kamienną, jak się okazało, ścianę i ból w prawym ramieniu. Zawsze to jakiś sukces. Po tym nadludzkim, na jej aktualny stan zdrowotny, wysiłku zaczęła analizować sytuację. Bellatrix Lestrange, mogła się domyśleć, że żyje po tym, co powiedział jej Draco, ale przy tej cholernie przystojnej tlenionej fretce nie da się logicznie myśleć. Ale ona nawet nie przeanalizowała jego słów, była na siebie wściekła, co on mówił? Szukała w odmętach swojej pamieci jego słów:
Kolia zamieniła się w sztylet, bo … moja cioteczka ją przeklęła. I tu nawiązujemy do pierwszego pytania. Zostawiłem cię, bo musiałem cię chronić. Musiałem się od ciebie odseparować. Ona groziła, że cię zabiję. Jest jedyną osobą, która została z mojej rodziny i staram się ją szanować, ale ona... jest taka jak ojciec. Z resztą nie mogę pozwolić by ktoś cię skrzywdził. Wiesz kto rzucił klątwę na kolię, kto wykradł ją z mojego skarbca. Kto groził mi, że cię zabiję... to Bellatrix Lestrange.” Słowa jak żywe zabrzmiały w jej głowie, czuła się tak jakby Draco był obok i szeptał jej te słowa do ucha.
Bellatrix Lestrange przeklęła kolię, czyli żyje, bo musiała to zrobić pod koniec pierwszego semestru, kiedy Dracon ją zostawił. Ale jak brzmiały słowa przepowiedni wypowiedzianej w sylwestra? I dlaczego do cholery nie analizowali tego razem, dlaczego nikt się nad tym nie zastanawiał? I dlaczego Draco tak skutecznie odsuwał ją od tej całej przeklętej sprawy? Hermiona Granger nie znała odpowiedzi na te pytania.
Nagle w szczelinie naprzeciw niej zabłysło światło, po chwili drzwi, do pomieszczenia, w którym była otworzyły się, a w nich pojawił się nieznany jej człowiek.

***
-Draco? Draco? Żyjesz?
-Malfoy do cholery!
-Fretko co Ci jest?
Nad bladą twarzą Dracona Malfo'a sterczały trzy głowy, nagle pojawiła się czwarta iście ruda, pewnie Ginevra.
-Już, już, żyję – najwyraźniej nic mu się nie stało, skoro w jego głosie dało usłyszeć się doskonale wyważoną nutę ironii i sarkazmu.
-Malfoy wstawaj i wytłumacz, dlaczego leżysz u bram swojego dworu i co się tu do kurwy nędzy dzieje – powiedział Potter na skraju wytrzymałości.
-Nie wiem co się tu dzieje, już teraz nie wiem, ale zaraz się dowiem, może wejdziemy do rezydencji i usiądziemy w salonie. Powiedziawszy to obejrzał się za siebie jakby wyczuł, ze ktoś jeszcze się pojawi. Przeczucie sprawdziło się, tuż za bramą aportował się Ronald Weasley.
-Ronald co ty tu robisz? - zabrzmiało pytanie Ginny Weasley. Cóż, jeżeli widzieliście rozwścieczonego hipogryfa, to wyobraźcie sobie takich dziesięć i wstawcie w jedną osobę o wzroście metr sześćdziesiąt w kapeluszu, już wiecie jak w tym momencie wyglądała Ginevra Molly Weasley – istne ucieleśnienie furii.

***
-Ramzesie, choć raz wypełniłeś powierzone ci zadanie.
Usłyszała głos Bellatrix, domyśliła się, że człowiek, który ją tu prowadził to Ramzes, miała opaskę na oczach. Ból w lewej nodze rósł na sile. Jak ona chciała się stąd wydostać.
-Jak się czuje nasza szanowna szlamcia? - pytanie było skierowane do niej, ale miała imię i godność, nie będzie odpowiadać na pytania, które jej uwłaszczają – pytam się coś! - poczuła tylko silny zapach perfum, a zaraz za nim siarczysty policzek i głośny plask, Ramzes nie zdążył jej zdjąć opaski z oczu – odpowiadaj jak się do ciebie mówi!
-Mam imię, Lestrange. - hardo spojrzała jej w oczy, które nawet nie przyzwyczaiły się do oślepiającego blasku jaki zastała w pomieszczeniu, jak dobrze było widzieć. Ramzes gdzieś zniknął, została tu sama z oszalałą i psychiczną kobietą. Zapowiada się ciekawie.
***
-Ginny o czym ty mówisz? - zapytał Blaise, który nie wiedział o sytuacji rodzinnej panującej w domu Weasleyów. Od dziesięciu minut siedzieli w salonie i próbowali zrozumieć Dracona, który nagle zniknął w swoim gabinecie, nie wyjaśniając co robi tu Ronald, ani jak mają uwolnić Hermionę. Po prostu sobie poszedł. A Gin, jak to ona wykorzystała sytuację i dała ostrą reprymendę bratu, który zniknął z powierzchni ziemi pół roku temu.
-Mówię o tym, ze mój głupi brat zniknął z powierzchni ziemi, zaraz po tym jak wyszło na jaw, że zdradzał Hermionę. Nie wiem, o co chodziło z tego co się domyślam, wie to tylko Malfoy, który zniknął...
Nie dane było jej dokończyć. Wzrok Rona wbity w nią i słowa, które usłyszała zza swoich pleców, skutecznie zawiązały jej usta.
-Nie wiedziałem.
Zaniemówiła. Jak to nie wiedział?!

***
-Szlamcia nie ładnie się odzywa! Crucio!
Przeszywający ból przebił jej skórę, mięśnie i wszystkie narządy wewnętrzne. Ale nie krzyczała, nie pozwoli jej usłyszeć swojego bólu. Pamiętała sytuacje sprzed roku, kiedy z Ronem i Harrym zostali złapani przez szmalcowników. Łzy stanęły jej w oczach, a blizna przypomniała o sobie. Nie wiedziała czy czuje ból ze względu na zaklęcia, wspomnienia, czy Rona.
-Nie chcesz ze mną rozmawiać to może się pobawimy, a potem dokończę przepowiednie.
Jaką przepowiednie...? Ta myśl była ostatnią zanim zapadła w stan nie dopuszczania do siebie niczego. Nie chciała czuć kolejnych zaklęć.

***
-Nie wiedziałem, jak? - krzyknął Harry, nie wiedział co się tu dzieje. Zmobilizował cały Zakon do szukania przyjaciółki, ale to nie przynosiło rezultatów. Ron zniknął i nie odpowiadał na listy. Sowy wracały często skrzywdzone, bądź umierające, najczęściej z głodu. Nie było o nim żadnych wieści, aż tu nagle wrócił. Zbawiciel czarodziejskiego świata nie wiedział w czym rzecz i o co w tym wszystkim chodzi.
-Normalnie, Potter. - Dracon Malfoy stanął w progu drzwi, wyglądałby niczym zesłaniec bogów, ale jego twarz, była objętna, jedyne co wyrażało odrobinę emocji to oczy – Łasic jest nam potrzebny. Pociągnąłem za kilka sznurków i znalazłem go. Od razu wyczułem magię mojej cioteczki, majstrowała w jego umyśle, dlatego zdradzał Hermionę, to cholerne zaklęcie było powodem wszystkiego. Zdjąłem je i zostawiłem pod opieką mojej kuzynki drugiej linii, czwartego pokolenia, żeby się nim zajęła i jak wyzdrowieje kazała mu wrócić. Zostawiłem jej świstoklik i wróciłem tutaj. Potem wszystko wydarzyło się tak szybko. Śluby, wesela, zaginięcie, klątwa. A ja chciałem was ochronić, ją chroniłem, jak widać nieudolnie, bo i tak ją dopadła. Musze wam powiedzieć jak brzmi cała treść klątwy.
    -Nastanie czas zły i dobry, miłość czar odwróci. Magii moc wielka będzie i nic się już nie wróci. Upadną wszelkie stereotypy, czar miłości zostanie rzucony. Sztyletem więzy przetną Ci co nie powinni być do tego zdolni. - powiedział Ronald.
    -Skąd to znasz?
    -Właśnie do tego jest nam potrzebny.

***
Wszystko ja boli, chce jeść, albo chociaż pić. Jak dobrze, że nie ma tu Lestrange.
-Może to był tylko głupi sen – powiedziała do siebie.
-To nie był sen, szlamciu, jestem tutaj.
W blasku księżyca połyskiwało srebro noża. Tego samego noża, którym ma naznaczone ramie, już wiedziała, że zginie.

A ty nie płacz za mną
a ty nie płacz po mnie,
bo gdybym się nie obudził
będę tam gdzie ogień płonie...”

~Kali&Gibbs