poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 18 - Cisza przed burzą.

Witajcie!
Nie wiem czy wiecie, ale zbliżamy się do końca.  
Jestem w nowej szkole, z nowym życiem.
I kolejnym sexi chłopakiem na oku <w końcu!> <3 
Wybaczcie mi ten brak czasu, ale gdybym wiedziała, że czeka mnie tyle nauki...
Och minęły neicałe trzy tygodnie, a ja mam dość.
Dzięki Bogu, mam świetną bibliotekę i przyjaciółki!
Inaczej, to ja nie wiem noo xD 

Zapraszam na kolejny rozdział.
Co zobaczenia niedługo:*
Buziaczki :)
PS. Proszę o komentarze, bardzo motywują. 


Rozdział 18 - Cisza przed burzą. 


„Chwilę ciszy dobrze nie wróżą,
bo może to jest cisza przed burzą. 
Z sekundy na sekundę
z minuty na minutę
z godziny na godzinę 
nie da się przed tym uciec.” 
~O.S.T.R „ Cisza przed burzą” 




Czas do OWTM'ów uciekał przez palce. O oświadczynach Dracona i Hermiony wszędzie mówiono, a zrobiło się jeszcze głośniej, kiedy obie strony zaakceptowały się wzajemnie. Draco robił wszystko w wolny chwilach, żeby przygotować Hermionę do arystokracji, a ona robiła dużo więcej, żeby potrafił obejść się bez magii. Byli szczęśliwi. Planowali zemstę na Bellatrix Lestrange. Nikt ich nie nachodził, wszystkie klątwy, groźby. Nie było nic. Ale czuli, że to cisza przed burzą. Jeszcze niedawno był początek semestru, a teraz do traszek zostały trzy dni, a do ślubu Harry'ego i Ginny miesiąc. Hermiona zawsze marzyła o lipcu, albo lutym, a że nie chcieli czekać, zdecydowali się na lipiec tego roku, zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Potem mają zasłużone wakacje na Wyspach Kanaryjskich – wymysł Dracona. Wszyscy dzielili czas pomiędzy naukę, a spotkania. Ledwo wyrabiali i będąc szczerym spali bardzo mało, a czasem w ogóle. Zwłaszcza, że cała paczka miała narzeczonych, bądź narzeczone. Blaise był załamany, bo Pansy już mu zawyrokowała, żadnego sexu na trzy miesiące przed ślubem, biedny Blaise próbował wszystkiego, ale nie udało się. Zostało mu wsparcie Dracona, Harry'ego i Ognistej. Kiedy tylko spotykał się z Pansy, czuł jak w powietrzu krąży napięcie, ale do osiemnastego czerwca  zostało jeszcze dwa tygodnie, a ona była uparta. Nawet się nie całowali, bo oboje byli na skraju wytrzymałości.

***

- Wszystko jest tak przygotowane?
-Tak, pani.
-Mam rozumieć, że za tydzień będziemy mieli gości?
-Tak, pani.
-Nie spodziewałam się innej odpowiedzi. Wyjdź, Smith.
Kiedy tylko została sama wybuchła szaleńczym śmiechem. Gdyby tylko wiedziała, że wszystko pójdzie nie po jej myśli.

***

-Uff wierzycie, ze już po wszystkim? Że to już koniec, że nie musimy się więcej uczyć, że jesteśmy...dorośli? - powiedział Blaise do swoich przyjaciół. Wszyscy siedzieli na błoniach, ogrzewając się w promieniach niemalże wakacyjnego słońca.
-Niestety, Diabełku, tak już jest. - odpowiedział Draco, który siedział oparty o jedno z drzew przytulając do siebie gryfońską narzeczoną.
- Właśnie, Diable, mamy siedemnaście lat, za kilka dni bierzesz ślub. Mam nadzieję, że dorosłeś – wtrąciła z uśmiechem Ginevra.
-Ruda, tak bardzo śmieszna – powiedział oburzony Diabeł i odwrócił wzrok w stronę narzeczonej, był to wielki błąd, nie spał z nią od trzech miesięcy, a od dwóch nie dotykał jej ust, czuł, że eksploduje i to już niedługo.
-Draco jak przygotowania do ślubu? - zapytała Pansy.
-Pełną parą - odpowiedział z uśmiechem. – Ciekawsze jest jak to u was. Już niedługo.
-Właśnie dziewczyny, potrzebuje waszej pomocy – powiedziała Pansy wstając. Ginny i Hermiona poszły za jej przykładem i uciekły w stronę dormitorium Hermiony, gdzie miały rozplanowane wszystkie trzy wesela, oczywiście ich mężczyźni nie mieli o niczym pojęcia.

***

Dwa tygodnie upłynęły jak z bicza strzelił. Pansy z pewną melancholią patrzyła na wszystko, ale uśmiechała się. Była szczęśliwa. Hermiona i Ginny towarzyszyły jej w kółko podając jej eliksir na ból głowy, po wczorajszym wieczorze kawalerskim, pomogły wbić się w suknie ślubną. Zaplanowały wszystko. Teraz czeka je dwa tygodnie harówki do wesela Potterów, a potem wesele Dracona i Hermiony i miesiąc miodowy w Grecji. Och jak się na to cieszyła!
-Gotowa? - usłyszała ciche pytanie swojego ojca, tego człowieka, który był przy niej zawsze.
-Tak – odpowiedziała z uśmiechem.
Po chwili prowadzona była do swojego kochanego Diabełka, jej narzeczonego, prawie męża. Tego, który zmienił jej życie, niepostrzeżenie. Uśmiechali się do siebie. Pewnie nie wiedzieli jak promienieją miłością i magią. Wpatrzeni w siebie jak w obrazek.
Po krótkim wstępie Ministra Magii, urzędnik udzielił im ślubu.
-Czy Ty panno Parkinson zamierzasz uczynić tego oto mężczyznę swoim mężem?
-Tak.
-Czy Ty panie Zabini zamierzasz uczynić z tej panny swoją żonę?
-Tak.
-Proszę powtarzać za mną panie Zabini. Przysięgę składacie swoimi słowami? - na potwierdzenie skinęli głowami, wpatrując się w siebie. -Świadomy praw i obowiązków...
-Świadomy praw i obowiązków...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Przysięgam...
-Przysięgam być Twój jeśli i Ty będziesz moja. Chronić cię od wszystkiego, czego tylko mogę. Kochać cię całym sercem. Zajmować się naszymi dziećmi. Łożyć na nasze życie, tyle ile potrzeba. Być z tobą aż do końca.
- Teraz pani, panno Parkinson, proszę powtarzać za mną. Świadoma praw i obowiązków...
-Świadoma praw i obowiązków...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Przysięgam.
-Przysięgam być na zawsze Twoją. Opiekować się tobą i naszymi dziećmi. Być ci podporą i najwierniejszą przyjaciółką. Troszczyć się o ciebie. Kochać cię do końca. I być, bo sama obecność potrafi działać cuda.
-Możecie się pocałować.
Blaise nie musiał tego słuchać kolejny raz, bez zawahania pochylił się nad Pansy i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Magia zaczęła nad nimi krążyć. Oboje zajaśnieli błękitnym, niemalże białym światłem. To oznaczało miłość, dozgonną i odwzajemnioną oraz przyjaźń i namiętność, przynajmniej według magicznej tradycji weselnej.
Rodzice Pansy i mama Blaise byli pod wrażeniem natężenia światła, to nie zdarzało się często ich dzieci naprawdę bardzo mocno się kochały. Oni też byli szczęśliwi. Nagle Blaise przyłożył sobie różdżkę do gardła:
-A teraz zapraszam wszystkich na balangę!
Powiedział tak, że wszyscy go słyszeli. W tej chwili Pansy wiedziała, ze dzieci będą mieć dopiero wtedy, kiedy Blaise chociaż trochę dorośnie.

***

-Kocham cię.
-Ja ciebie też, Ginny.
-Wyobrażasz sobie jak będzie u nas.
-Och jedno wiem na pewno, nigdy więcej wieczoru kawalerskiego z Blaisem.
-O to, ci już nie grozi – powiedziała Ginny z uśmiechem, od teraz Blaise nie był już kawalerem. Zazdrościła im trochę tego światła, bardzo się martwiła, że jej będzie zwyczajne, białe, chociaż nigdy nie wątpiła w ich miłość, to obawiała się tego. Chciałaby mieć mocne różowe światło, to byłoby coś wyjątkowego. Czerwonego, ani fioletowego nie chciała, wiedziała, że ich uczucie nie jest aż tak wyjątkowe.
-Chodź, mój drogi narzeczony. Trzeba dać tym dwojgu prezent.
-Tak jest, narzeczono – odpowiedział Harry. Byli zaraz za rodzicami młodej pary w składaniu życzeń. Cóż zapowiadało się ciekawie.

***
-Draco jak myślisz, jak będzie u nas?
-Wyjątkowo – odpowiedział z uśmiechem.
-W to nie wątpię, w końcu to ja jestem twoją wybranką – powiedziała Mionka, za co dostała długiego całusa w usta.
- To ja tu jestem wyjątkowy – odparł, za co dostał kuksańca w bok. Uśmiechnął się tylko, niby nic, a jednak dużo. To ona go tego nauczyła. Był szczęśliwy.

***

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

-Pamiętasz, jak pierwszy raz do tego tańczyliśmy?
-Yhym – przytaknęła wtulona w jego czarną marynarkę, to ich pierwszy taniec, a on wybierał piosenkę.

Miłość zesłał nam los ,
A mnie obiecał raj
Byłem jak inny ktoś
Z nadzieją na życie naj


Pamiętał...

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

-To właśnie wtedy spojrzałem na ciebie inaczej, wiesz?

Miłość to Ty i Ja
I życie co nie jest grą
Słowa niepewne tak
A kruche, jak cienkie szkło

Podniosła głowę z jego ramion, spojrzała prosto w oczy i pocałowała prosto w usta.

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

-Teraz już wiem – odpowiedziała z uśmiechem.

Miłość samotne sny
I słowo odejdź , gdy chcesz
Pustka , zbyt słone łzy
Ach nie to tylko deszcz .

Na powrót oparła głowę o jego ramię, wtuliła się ufnie i wciągnęła jego zapach. Teraz są małżeństwem, już nic ich nie rozdzieli.

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

***

-Cieszę się, że jesteście szczęśliwi – w końcu znaleźli chwilę dla siebie, co chwilę ktoś coś od nich chciał. Ale w końcu mogą porozmawiać w szóstkę. No dopóki ktoś im nie przerwie.
-My też się cieszymy – odpowiedziała Pansy.
-Zobaczymy, czy wy nie będziecie zalatani za dwa tygodnie, Potter – powiedział Blaise.
-Ehem... Diabełku jestem Wybrańcem... będę miał jeszcze gorzej.
-Fakt, ale dzisiaj dzień Zabinich, dajmy im się nacieszyć sobą – powiedziała Hermiona.
- Będziemy się już zbierać – dodał Draco.
- Ten bałagan zostawcie, potem sprzątniemy, może zajmijcie się sobą. - dodał Harry z ironicznym uśmiechem. Zmęczona Ginny opierała się o jego ramię ledwie kontaktując.
-W końcu już piąta nad ranem – dodała Hermiona.
-Zostawiamy was z rodzicami i cóż do jutra, gołąbeczki – powiedział Draco, po czym teleportował się z Hermioną.
-Dokładnie, do jutra – dodał Harry i teleportował się z Ginny w rękach.
Po chwili młodzi państwo Zabini pożegnali rodziców zamrozili pozostałości smakołyków specjalnym zaklęciem i zabezpieczyli namiot na prywatnym terenie – łące pana Parkinsona, po założeniu zaklęć ochronnych zniknęli z cichym trzaskiem. Teleportowali się do wynajętego apartamentu dla nowożeńców, gdzie Blaise w końcu  mógł się wykazać po trzech miesiącach. Co prawda najpierw ukarał swoją żonę odciąganiem orgazmu, ale potem... cóż nie spali dość długo.

***

-Gdzie jest Hermiona?
-Miała zaraz dotrzeć, zostawiłem ja dosłownie na kilka minut.
-Przecież ona nigdy się nie spóźnia – dodała Ginny. Wszyscy czekali na Hermionę, która dosłownie na chwilę miała wstąpić do domu rodziców. Czekają na nią już godzinę.
-Idę jej poszukać.
-Czekajcie, leci czyjś patronus.
- To boa dusiciel, Hermiona nie ma węża.

Wasza szlamcia jest u mnie. 
Draco znasz treść klątwy. 
Tę prastarą, zapomnianą. 
Wiesz co robić. 

-Draco, co to było?
-Patronus.
-To wiemy, ale czyj?
-Bellatrix Lestrange.

wtorek, 2 września 2014

Miniaturka!

Króciutki prezent, na pocieszenie po skończonych wakacjach.
Pisana o dwunastej w nocy, korzystam z tego, że lekcje na drugą zmianę :)
Mam nadzieję, że ją polubicie.
Kolejny rozdział... postaram się go jak najszybciej napisać.



Anioł Stróż  

"Czas jak deszcz szybko ucieka,
czas człowieka płynie jak rzeka."



Odwiedzam ich. Codziennie.Od jedenastu lat. I wiem, że w końcu mogę odejść. Pamiętam ciężkie początki. Hektolitry  łez. Kryzys. Cmentarz. Ciemność. Znicze. Pamiętam mój strach o to, że się rozejdą. Wiedziałem jednak, że ich miłość jest wyjątkowa. Sam Merlin mi to powiedział. Z resztą bardzo mnie lubi, więc dużo mi opowiada. On lubi dzieci, szczególnie te wyjątkowe. 
Powiedział mi wczoraj, że to już koniec, że mogę iść dalej. Będą mieli trzecie dziecko, moja moc magiczna powróciła do nich. Chłopczyk który urodzi się jako czwarty, będzie potężny jak ja i przeżyje. 
Odszedłem. Nie miałem prawa zrobić im czegoś takiego, ale Merlin mnie potrzebował. Będę za nimi tęsknił, ale wiem, że będziemy o sobie pamiętać. Nie potrzebują już małego Anioła Stróża. Mają siebie. Stoję na dworcu Kings Cross. To już nasze ostatnie wspólne chwile, mimo iż oni nie zdają sobie z tego sprawy. Moja siostrzyczka jedzie do Hogwartu pierwszy raz. Przeżyje to, czego ja nie mogłem. Spoglądam za nimi Rose tak bardzo podobna jest do mamy, tylko oczy ma taty, a Lili to już cała jego kopia. Mały, o którego istnieniu jeszcze nie wiedzą, to dopiero drugi tydzień, po mamie będzie miał tylko oczy. Ale chłopak, który urodzi się taki jak ja, będzie kopią mamy. Czuję, ze to mój czas. Już więcej nie zobaczę przeklętego pudła z magicznymi USG, nad którymi płaczą razem dwunastego września. Nie zobaczę więcej ich na cmentarzu. Są z dnia na dzień szczęśliwsi. I oby tak dalej. Teraz czeka mnie przeprawa. Opowiem Wielkim Magom swoją historię, która jest krótka.

„Nazywam się Scorpius Dracon Malfoy. 
Umarłem jedenaście alt temu, tuż po moich narodzinach. 
Moi rodzice to Hermiona Granger- Malfoy, a tata Dracon Lucjusz Malfoy. 
Bardzo mnie kochają. 
Skąd wiem? 
Byłem ich Aniołem Stróżem.” 


„Jedyne czego brak to waszej obecności.”