czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 20 - Zagubieni.

Rozdział 20 – Zagubieni 


-Zaraz, może ktoś mi wyjaśni, co to wszystko ma znaczyć?
Ginevra Potter miała granice swojej wytrzymałości. Nie widziała swojego brata od  pół roku, jej przyjaciółka zaginęła trzy tygodnie temu!  Zaczynała, bardzo szybko, tracić grunt pod nogami, co wiązało się tylko z jednym, straceniem resztek cierpliwości i załamaniem nerwowym. Bądź nerwicą natręctw, depresją, albo szeregiem innych, dziwnych psychomagomedycznych, czy nawet mugolskich, chorób mózgowo-psychicznych. Nie wyjechała z mężem w podróż poślubną, bo ten zaangażaował cały „stary”: i „nowy”  Zakon do poszukiwania ich najlepszej przyjaciółki, nawet nie ma  okazji powiedziec, że jest w ciąży. Bo co?! Bo go ciągle nie ma. Naprawdę stara się to zrozumieć, ale ile można! 
-Podejrzewam Gin, że z osób tu obecnych, tylko Malfoy, wie o co chodzi – do rozmowy wtrącił się, nic nie rozumiejący Zabini, którego zaczynała łapać migrena. Niestety Blaise Zabini i migrena nie są najlepszymi przyjaciółmi, więc ten pierwszy, często jest nie do zniesienia przez długie godziny i nawet zabiegi jego żony, nie pomagają. 
Ronald Weasley nadal patrzył nic nierozumiejącym wzroskiem na wszystkich obecnych w salonie. Sam dokładnie nie wiedział, co powiedział .W jednej chwili był z Hermioną Granger i wyszedł sobie na zakupy, aby w następnej znaleść się  pod opieką pięknej, niskiej blondyneczki o wdziecznym imieniu Natalie, na wschodzie Europy. Przez ostatnie tygodnie zwiedzał jej kraj, pełen krajobrazów niczym z filmu. Słuchał jej opowieści o historii tego niezwykłego kraju -Polski, wiedział, że gdzies słyszał tą nazwę. Dopiero niedawno skojarzył, że w czasie II wojny ich Dywizjon 303 walczył w obronie Wielkiej Brytanii zresztą kilku z ich przywódców było czarodziejami, ten no Piłsudzki czy Piułsudskiu, czy jak on tam był, uczył się w Hogwarcie. Natalie była daleką kuzynką Malfoya, było to widać w jej wrednych docinkach i sposobie bycia, ale poza tym była opiekuńczką, kochającą dziewczyną, która uwielbiała czekoladę. Kochała jeść, chociaż nie było tego po niej widać. Kuchnia, gotowanie, było ich pierwszym wspólnym tematem rozmów. Nie rozumiał tylko, dlaczego nikt z jego przyjaciół, przez tak długi czas, nie pisał, nie szukał go. Nie rozumiał co się stało. Co najdziwniejsze chyba zakochał się w kuzynce Malfoy'a. Jeszcze nie wiedział co o tym myśleć. A teraz wraca tutaj, nie wie o co chodzi, jego siostra wrzeszczy o jakiejś zdradzie, jego przyjaciel patrzy na niego tak, jakby miał ochotę go zabić, jego dziewczyna, która teraz jest chyba dziewczyna Malfoy'a zaginęła .Siedzą w MalfoyManor ze ślizgonami. Ronald Weasley nie był zagubiony, on był pogrązony w chaosie. 

***

Hermiona Granger znów obudziła się w wuilgotnej celi, obolała i jak się okazało zakrwawiona. Bolało ją całe ciało, łącznie z cebulkami włosów. 
Nagle przypomniały jej się ostatnie wydarzenia: srebrny nóż w dłoni Lestrange, jej śmiech i ból, przeszywający ból, taki, któregonie dałaby poczuć nawet największemu wrogowi. I to uczucie wyrywania kawałka skóry i nacięcia na opuszkach palców. Wzdrygnęła się na samą myśl o torturach Bellatrix, jedno wiedziała na pewno. Jeżeli przeżyje, chyba tylko cudem, to nigdy nie zaśnie. Koszmary  nie przestaną jej nawiedzać. Dotknęła delikatnie ręką swoich poranionych, pociętych pleców. Odkryła brak skóry pomiędzy dolnymi żebrami. Chciała już tylko umrzeć. Bo wiedziała jedno, na cud nie ma co liczyć. Ona nie była zagubiona, ona była pogrążona w niedoli i bólu. 

***


Miał dosyć, próbował już chyba wszystkiego. Zostało mu polegać na Malfoy'u. Wykorzystał wszelkie dojścia jakie tylko miał, a miał ich dużo, w końcu nie nadarmo jest Złotym Chłopcem. Zaniedbał żonę, dom, wszystko, żeby znaleźć swoją najlepszą przyjaciółkę, zanim będzie za późno. O ile już nie jest. Wiedział jedno, tej straty nie wytrzyma dłużej. Wystarczająca liczba osób straciła swoje życie, żeby ratować jego. Hermiona musi przeżyć. A on, choćby miał Malfoy'a poćwiartowac na kawałki,
 a świat przewrócić do góry nogami, to zrobi to, zrobi wszystko by ją odnaleźć. 
Harry Potter nie był zagubiony, on był w stanie przeddepresyjnym. 

***

Nie wiedział jak ma im to powiedzieć. Jak wyjaśnić, przecież powiedzieć „to skomplikowane” nie wystarczy. Zwłaszcza, że nie rozmawia z samym Łasicą. Oni wszyscy będą chcieli wiedzieć dokładnie. A ta tajemnica była tak dobrze chowana przez tyle lat. Nikt się nie dowiedział, nikt. Gdyby nie to, że już czuł jej ból. Czuł jej rany, a dzisiaj rano widział ubytek skóry na plecach. To wszystko było straszne. 
Draco Malfoy nie był zagubiony, on był zdruzgotany. 

***

Polubił ją, bardzo szybko, jak na gryfonkę wkradła się w jego łaski i znalazła miejsce w jego życiu. A teraz zniknęła, pozostawiając po sobie pustkę i żal. Doceniał ją, jej mądrość i uparte dązenie do celu, to, że się nie poddawała, jej wytrwałość i pogodę ducha. Łącznie z jej niskim wzrostem, który tylko dodawał jej uroku. Zaczął tolerować jej wredny charakterek i uszczypliwość. Przyzwyczaił się do cotygodniowych spotkań, ale kiedy ona zniknęła, spotkanie nie były już takie same. Próbował ja znaleźć sam, jak na razie brez skutku. Najgorsze w tym wszsytkim było to, ze jego najlepszy przyjaciel nie chce mu powiedzieć całej prawdy. 
Tak, Blaise Zabini, zdecydowanie, czuł się zagubiony. 

***

Pansy Parkinson – Zabini była tym wszystkim zmęczona. Też chciałą ja znaleźć, ale nie kosztem swojego, swieżoupieczonego małżeństwa. Martwiła się o tą gryfonkę, jakoś wgryzła się w jej wężowe serce, ale nie mogła jej poświęcać tyle czasu. Malfoy nie mówił im całej prawdy, a bez tego nie mogli ruszać dalej. Nie mogła ich też sama zaprowadzić tam gdzie myślała, że mogą być, bo by się zdradziła, a wtedy Blaise by jej nie wybaczył, dlatego była cicho i nie wiedziała co robić. 
Czy Pansy Parkinson -Zabini była zagubiona? 
Trudno powiedzieć. 

***

Ginevra Potter próbowała się zrelaksować na wiele sposobów. To co powiedział im Malfoy bardzo wstrząsnęło nimi wszystkimi. Nawet wybaczyła bratu, który jak się okazało nie wiedział co robił. Miała świadomość, że czeka ją teraz bardzo dużo rozmów z rodzicami i członkami Zakonu, bo Harry poleciał razem z Malfoy'em, Blaise'm i Ronem do Norwegii, tam była ostatni kryjówka rodu Malfoy'ów. Wszystko za bardzo nią wstrząsało, żeby mogła normalnie myśleć. Schowała się pod powierzchnią gorącej wody i próbowała odpocząć, nie mogła się denerwować ze względu na swój stan. Wynurzyła się i zaciagnęła zapachem lawendy przymknęła oczy, niestety wciąż słyszała słowa Malfoy'a w głowie: Ona złoży ją w ofierze, zeby odebrać jej magię i tym samym pozbyć się mugolaków z czarodziejskiego świata. Jest mugolaczką zakochaną w jedynym, ostatnim czarodziejem czystej krwii z tak potężnym rodowodem i magią. Nie rozumiecie cały skarbiec Slytherina, odkąt Snape nie żyje, ja go strzegę. Moja krew jest ważna. A cioteczka nie chce mnie zabić, więc wzięła ją. Bo...  w mojej rodzinie od zawsze jest tak, że ta kolią którą widzieliście, ona daje władzę nad żoną, partnerką, dlatego została przeklęta. Ale kumulacje klątw i do tego zaklęcie ciotki dały pewien skutek, o którym dowiedziałem się przypadkiem. Ja czuję to, co czuję moja miłość, zebym cierpiał, a ona, ona ma moją krew, w sercu. Dlatego to ją ma Bellatrix, dlatego ja mam ten ubytek na plecach, wszystkie klątwy którymi dostaje Hemiona odbijają się i na mnie. Jeżeli Bella ją zabije, będzie mogła mną władać. Nie chcecie dac jej władzy nademną, bo jeżeli tak się stanie, ona, ona będzie niepokonana.  Otworzyła oczy, nie mogłą dłużej słuchać tego wszystkiego. Jej przyjaciółka jest prawdopodobnie ćwiartowana na kawałki. Wyszła z wanny, z załzawionymi oczami. Ginevra Potter nie byłą zagubiona, ona była zrozpaczona. 

***

-Doba Weasley, powiedz jeszcze raz treść klątwy. 
-Nastanie czas zły i dobry, miłość czar odwróci. Magii moc wielka będzie i nic się już nie wróci. Upadnął wszelkie stereotypy, czar miłosci zostanie rzucony. Sztyletem więzy przetną Ci co nie powinni być do tego zdolni. Malfoy, przecież znasz jej treść na pamięć. Po co Ci ja? 
-Po to, żebym mógł Ci zajrzeć do umysłu. 
-Słucham?! 
-Ja, albo Potter. Muzimy uratowac Hermionę. W twoim umyśle najprawdopodobniej są obrazy miejsca, w którym ona jest. Decyduj się szybko, bo mi zimno. 
Niestety pogoda w Norwegii, nawet w lipcu pozostawiałą wiele do życzenia. A ten jeszcze marudzi, dobrze, że Blaise też tutaj był, jakby nie mógł się powstrzymać, on go ostudzi. 
-Dobra, niech Harry to zrobi, nie masz jakiegoś cieplejszego miejsca na takie zabawy? 
-Mam – warknął – właśnie do niego idziemy. 
-Co do jaskini? 
-Ron, to nie jest zwykłą jaskinia. 
-A ty, Potter, niby skąd to wiesz? 
-Przypominam Ci, że aktualnie jestem jednym z najbogatrzych ludzi w tym kraju i mam dostęp do różnych ksiąg i miejsc...
-Cholera, na przeklętego Marlina, Potter, ciekawe co jeszcze wiesz.
-Dużo, wystarczająco, aby wiedzieć co nieco o twojej rodzinie i rodzinie Blaise. Blaise wiesz co się działo z partnerami twojej matki?
-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, Potter – warknął czarnoskóry. On sam sobie matki nie wybierał. 
-Stójcie – powiedział rozdrazniony Malfoy, przeklęci gryfoni – zamknąć się i nie wtykać nosa, tam gdzie nie trzeba, gówno mnie obchodzi wasza ciekawość .Teraz pójde i podam hasło, a wy tu soicie i się nie ruszacie, chyba, że chcecie, żeby przydażyła wam się mała krzywda – dodałz ironicnym uśmiechem po czym podszedł do skał, wykonał kilka skomplikowanych ruchów różdzką i wyszeptał ciąg niezrozumiałych słów – Zapraszam, na me włoście – po czym skłonił się teatralnym ukłonem uniżonego sługi. 
Po tym geście ziemi zaczęła się trząść,a ze skał jaskini powstawał zamek. Jeżeli komuś Hogwart wydawał się ogromny, to nigdy, naprawdę nigdy nie widział starej, średniowiecznej, norweskiej siedziby Malfoy'ów. 
-Zamknijcie szanowne paszcze, bo wam zaraz wypadnął i wejdźcie, tylko uwaga skrzaty sprzątają tam raz na miesiąc, mozemy spotkać kilka pająków. 
Po tych słowach Ronald Weasley zbladł i ledwo ruszył się z miejsca za wszystkimi. 
-Coś ty się z królem Arturem na zamki zamienił czy jak? - zapytał Potter.
-Z kim?
-Taki mugolski król, Merlin mu pomagał.
-Aaa ten, nie, mój zamek jest zdecydowanie większy.
-Taaak, zdecydowanie – potwierdził Harry, który właśnie przyglądał się obszernemu korytarzowi. 
-Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale wszystko jest tutaj magicznie, łącznie z powiększonym wnętrzem. Zamek ten należy do mojej rodziny od pokoleń, niestety mój biedny tatuś nie za bardzo go lubi, ponieważ, ostatni król tej wioski, notabene Malfoy, był uwaga, władcą mugoli. Jest to tak straszne przewinienie, ze ten zamek starano się wymazać z kart historii. Na szczęście ktoś przewidział to wieki temu i założył pewne zabezpieczenia. Podejrzewam, że był to Montrexus Malfoy, przedostatni władca tutejszych ziem, aczkolwiek pewnosci nie mam. Jakbyście nie zauważyli, wasze okrycia zniknęły, jesteśmy wysuszeni więc zapraszam do salonu. Pierwsze drzwi po prawej stronie – kiedy tylko trójka jego towarzyszy odeszła, zawołał- Montrexusie i Aloncjuszu! - przed nim pojawiły się dwie przezroczyste postacie z przekronym, łobuzerskim uśmiechem na twarzy. 
-Tak, mój drogi – powiedział ten bardziej potężny, wygladający na bardziej miłego, wysoki, łudząco podobny do Lucjusza Malfoy'a. 
-Proszę was moi drodzy, nie straszcie dziś moich gości mamy ważną sprawę do załatwienie. 
-Ach tak, tak miłość, cóż ona robi z Malfoy'ami. 
-Montexusie! Nie wnikiaj w nie swoje sprawy. 
-Och, oczywiście, ale Aloncjusz nie omieszka ci podpowiedziec w sprawie niektórych figur. O ile oczywiście ja ratujecie. Jest w dworze Black'ów. 
-Merlinie, dlaczego mam tak irytujących przodków- westchną pod nosem po czym odszedł do towarzyszy, dopiero przed drzwiami do niego dotarło co powiedział Montexus – Jak w dworze Blcków?
-Normalnie, bellatrix próbowała się tu dostać, dobrze, że zmieniłeś hasło twoja matka za bardzo jej ufała. 
-A tyle razy mówiłem żeby liczyć tylko na siebie – dodał Aloncjusz. Po czym obaj zniknęli z cichym pyknięciem. 
Może uda im się szybciej, niż Draconowi się wydawało. Po chwili z lekkim, ironicznym uśmeichem pojawił się w salonie. 
-To co, zczynamy? 
-Jasne, Potter, przejżyj umysł swojego przyjaciela. 
Jeżeliciotka ich nie widziała, podziemiami dostanął się do Dworu blacków i wszystko pójdzie gładko. Niestety los, nie przewidział dla nich takich ulg. 
W każdym razie nie byli już zagubieni, wiedzieli co mają robić. Malfoy, wiedział jedno, dla niej zrobi wszystko. 

„Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko, 
co zechcesz powiedz tylko
naprawdę na dużo mnie stać.” 
~Myslovitz „ Dla Ciebie” 

Kolejny!
Wiem, szybkość dodawania rozdziałów jest zatrważająca...
Mam nadzieję, ze Wam się spodoba.
Nie sprawdzony.

Wesołych Świat!
Buziaki :*




sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 19 - Ronald!

Na początek coś dla Syntii Black (mogę odmienić?) :D
Uważam, ze TAKI komentarz zasługuje na pełną odpowiedź i to tutaj. :)

Przede wszystkim cieszę się, ze Ci się podoba! Pierwsze rozdziały... ugh nawet nie chce ich komentować, są okropne, ale nie mam zwyczaju zmieniać czegoś co się dokonało, więc jedne co zrobię to poprawie wszelkie błędy, wiem, jest ich dużo i zostawię. Każdy kolejny rozdział pisało mi się lepiej i sama  czuję ten "skok" wyżej, jak to się teraz mówi, "nie jestem już gimbusem" czy coś takiego... w każdym razie dziękuje za ten długi i pouczający komentarz, na pewno wpisze mi się w pamięć :D


Zbliżamy się ku końcowi.
Dziękuję, Wam za wszystkie komentarze, bardzo mnie motywują!
Jeszcze bardzo ważna rzecz, szukam bety! Ktoś, coś zapraszam na gg :)
Ten rozdział po dwóch miesiącach, nie zaavadujciue mnie! I nie zaazkabanujcie! Opiecuję poprawę!
Dla Was, bo jesteście ze mną!


Rozdział 19 - Ronald!



Więc co za róznica, chcieć,
czy nie chcieć czegoś zrobić,
efekt końcowy jest taki sam.”
~V.Roth „Wierna”

Pamietał te czasy, kiedy obserwował ją zza okna. Nie wiedziała o tym, teraz też nie wie, bo jej nie powiedział. Nie wie o tym, że jest i była jego obsesją. A teraz jej tu nie ma. Kolii, która powinna być w jednej szuflad jej mahoniowego biurka też nie. Powinien był uważać. Albo spróbować jej powiedzieć choć część tej prastarej części klątwy. Ale nie zrobił tego. Patrzył na pomnik poległych, który mimo śniegu wciąż miał czerwone kwiaty i myślał. To były jego ostatnie chwile w Hogwarcie. Ślub Ginny i Potter'a miał odbyć się za tydzień, a jego narzeczonej nigdzie nie było. Gdyby tylko jej powiedział. Nie ma co gdybać. To przecież nie w stylu Malfoy'a.
Od razu po patronusie, który notabene wcale nim nie był wysłał wiadomości do swoich informatorów. Jest Malfoyem i ma dojścia. Tak jak i pieniądze, które teraz okazały się bardzo potrzebne. Jak jeszcze nigdy. Gdyby tylko wiedział... ale nie będzie się załamywał. Zrobi wszystko by ją uratować. Nie pozwoli wypełnić się tej chorej przepowiedni, a tym bardziej nie pozwoli cioteczce zrealizować klątwy. Hermiona musi przeżyć.
Wdrażając plan uratowania narzeczonej w życie, zastanawiał się jednocześnie jak to wszystko wyjaśnić, bez tajemnic. Potrzebny mu był do tego Łasic, niestety, ale bez niego nie zrobi tego co musi. Więc tak po pierwsze kolia i „DARK MISTERY”. Jaki on był głupi. Dlaczego tego nie przewidział. Kolia, która od tylu lat znajdowała się w skarbcu jego rodziny, nie mogła, ot tak sobie przywędrować do rąk gryfonki. Dwieście lat było bezpiecznie. Nie powiedział im, że trucizna ot tak nie wyparuje z organizmu. To przecież nie logiczne. Wysłał patronusa do Pottera, Weasley'ów i Zabinich, przekazał, że za godzinę spotykają się w MalfoyManor. Chciał nie chciał, musiał tam wrócić i musiał im wszystko wyjaśnić. Po raz pierwszy w historii swego przeszło osiemnastoletniego życia Draco Malfoy musiał przestać kombinować. Cóż, nie był z tego zadowolony. Wyszedł za bramy Hogwartu i od razu zniknął z cichym trzaskiem. Pojawił się przed bramą dawno nie odwiedzanej rezydencji. Ogród był w opłakanym stanie. Białe mury pękły i zszarzały. Magia, która trzymała rezydencje w ryzach od kilkuset lat osłabła, a to wszystko dlatego, że przez niecały rok nie mieszkał tu żaden Malfoy. Nie chciał teraz myśleć nad tym co zrobić z rezydencją, otworzył skrzypiącą bramę i wszedł, gdyby tylko słuchał na Zaklęciach dokładniej, wiedziałby czym grozi taka prastara magia. Niestety Draco Malfoy nie był Hermioną Granger żeby wiedzieć wszystko.

***
Obudziła się obolała z suchym gardłem i brakiem czucia w lewej części ciała. W prawej dłoni wciąż trzymała kolię, poszła po nią do swojego pokoju. Nie wiedziała gdzie jest i co tu robi. Miejsce pachniało stęchlizną i czymś bliżej niezidentyfikowanym. Ledwo widziała na oczy. Nagle doznała olśnienia, Bellatrix Lestrange w jej pokoju, dobrze, że nie zaczepiła jej rodziców. Ale skoro Bella była w jej pokoju, to gdzie jest w tej chwili, jakim zaklęciem dostała i jakim cudem Lestrange żyje. Hermiona widziała na własne oczy jak pani Weasley trafia ją Avadą. Chłód bijący od nawierzchni, na której się znajdowała przenikał ją do szpiku. Była głodna, powracające uczucie ssania w żołądku było uciążliwe. Żałowała, że nie ubrała się w coś cieplejszego, ale kto normalny zakładałby sweter w czerwcu! Nawet jeśli była to Anglia. Poruszyła lewą dłonią, paraliż najprawdopodobniej spowodowany zaklęciem mijał, więc dziewczyna spróbowała się podnieść. Jedyne co udało jej się osiągnąć to podparcie pleców o kamienną, jak się okazało, ścianę i ból w prawym ramieniu. Zawsze to jakiś sukces. Po tym nadludzkim, na jej aktualny stan zdrowotny, wysiłku zaczęła analizować sytuację. Bellatrix Lestrange, mogła się domyśleć, że żyje po tym, co powiedział jej Draco, ale przy tej cholernie przystojnej tlenionej fretce nie da się logicznie myśleć. Ale ona nawet nie przeanalizowała jego słów, była na siebie wściekła, co on mówił? Szukała w odmętach swojej pamieci jego słów:
Kolia zamieniła się w sztylet, bo … moja cioteczka ją przeklęła. I tu nawiązujemy do pierwszego pytania. Zostawiłem cię, bo musiałem cię chronić. Musiałem się od ciebie odseparować. Ona groziła, że cię zabiję. Jest jedyną osobą, która została z mojej rodziny i staram się ją szanować, ale ona... jest taka jak ojciec. Z resztą nie mogę pozwolić by ktoś cię skrzywdził. Wiesz kto rzucił klątwę na kolię, kto wykradł ją z mojego skarbca. Kto groził mi, że cię zabiję... to Bellatrix Lestrange.” Słowa jak żywe zabrzmiały w jej głowie, czuła się tak jakby Draco był obok i szeptał jej te słowa do ucha.
Bellatrix Lestrange przeklęła kolię, czyli żyje, bo musiała to zrobić pod koniec pierwszego semestru, kiedy Dracon ją zostawił. Ale jak brzmiały słowa przepowiedni wypowiedzianej w sylwestra? I dlaczego do cholery nie analizowali tego razem, dlaczego nikt się nad tym nie zastanawiał? I dlaczego Draco tak skutecznie odsuwał ją od tej całej przeklętej sprawy? Hermiona Granger nie znała odpowiedzi na te pytania.
Nagle w szczelinie naprzeciw niej zabłysło światło, po chwili drzwi, do pomieszczenia, w którym była otworzyły się, a w nich pojawił się nieznany jej człowiek.

***
-Draco? Draco? Żyjesz?
-Malfoy do cholery!
-Fretko co Ci jest?
Nad bladą twarzą Dracona Malfo'a sterczały trzy głowy, nagle pojawiła się czwarta iście ruda, pewnie Ginevra.
-Już, już, żyję – najwyraźniej nic mu się nie stało, skoro w jego głosie dało usłyszeć się doskonale wyważoną nutę ironii i sarkazmu.
-Malfoy wstawaj i wytłumacz, dlaczego leżysz u bram swojego dworu i co się tu do kurwy nędzy dzieje – powiedział Potter na skraju wytrzymałości.
-Nie wiem co się tu dzieje, już teraz nie wiem, ale zaraz się dowiem, może wejdziemy do rezydencji i usiądziemy w salonie. Powiedziawszy to obejrzał się za siebie jakby wyczuł, ze ktoś jeszcze się pojawi. Przeczucie sprawdziło się, tuż za bramą aportował się Ronald Weasley.
-Ronald co ty tu robisz? - zabrzmiało pytanie Ginny Weasley. Cóż, jeżeli widzieliście rozwścieczonego hipogryfa, to wyobraźcie sobie takich dziesięć i wstawcie w jedną osobę o wzroście metr sześćdziesiąt w kapeluszu, już wiecie jak w tym momencie wyglądała Ginevra Molly Weasley – istne ucieleśnienie furii.

***
-Ramzesie, choć raz wypełniłeś powierzone ci zadanie.
Usłyszała głos Bellatrix, domyśliła się, że człowiek, który ją tu prowadził to Ramzes, miała opaskę na oczach. Ból w lewej nodze rósł na sile. Jak ona chciała się stąd wydostać.
-Jak się czuje nasza szanowna szlamcia? - pytanie było skierowane do niej, ale miała imię i godność, nie będzie odpowiadać na pytania, które jej uwłaszczają – pytam się coś! - poczuła tylko silny zapach perfum, a zaraz za nim siarczysty policzek i głośny plask, Ramzes nie zdążył jej zdjąć opaski z oczu – odpowiadaj jak się do ciebie mówi!
-Mam imię, Lestrange. - hardo spojrzała jej w oczy, które nawet nie przyzwyczaiły się do oślepiającego blasku jaki zastała w pomieszczeniu, jak dobrze było widzieć. Ramzes gdzieś zniknął, została tu sama z oszalałą i psychiczną kobietą. Zapowiada się ciekawie.
***
-Ginny o czym ty mówisz? - zapytał Blaise, który nie wiedział o sytuacji rodzinnej panującej w domu Weasleyów. Od dziesięciu minut siedzieli w salonie i próbowali zrozumieć Dracona, który nagle zniknął w swoim gabinecie, nie wyjaśniając co robi tu Ronald, ani jak mają uwolnić Hermionę. Po prostu sobie poszedł. A Gin, jak to ona wykorzystała sytuację i dała ostrą reprymendę bratu, który zniknął z powierzchni ziemi pół roku temu.
-Mówię o tym, ze mój głupi brat zniknął z powierzchni ziemi, zaraz po tym jak wyszło na jaw, że zdradzał Hermionę. Nie wiem, o co chodziło z tego co się domyślam, wie to tylko Malfoy, który zniknął...
Nie dane było jej dokończyć. Wzrok Rona wbity w nią i słowa, które usłyszała zza swoich pleców, skutecznie zawiązały jej usta.
-Nie wiedziałem.
Zaniemówiła. Jak to nie wiedział?!

***
-Szlamcia nie ładnie się odzywa! Crucio!
Przeszywający ból przebił jej skórę, mięśnie i wszystkie narządy wewnętrzne. Ale nie krzyczała, nie pozwoli jej usłyszeć swojego bólu. Pamiętała sytuacje sprzed roku, kiedy z Ronem i Harrym zostali złapani przez szmalcowników. Łzy stanęły jej w oczach, a blizna przypomniała o sobie. Nie wiedziała czy czuje ból ze względu na zaklęcia, wspomnienia, czy Rona.
-Nie chcesz ze mną rozmawiać to może się pobawimy, a potem dokończę przepowiednie.
Jaką przepowiednie...? Ta myśl była ostatnią zanim zapadła w stan nie dopuszczania do siebie niczego. Nie chciała czuć kolejnych zaklęć.

***
-Nie wiedziałem, jak? - krzyknął Harry, nie wiedział co się tu dzieje. Zmobilizował cały Zakon do szukania przyjaciółki, ale to nie przynosiło rezultatów. Ron zniknął i nie odpowiadał na listy. Sowy wracały często skrzywdzone, bądź umierające, najczęściej z głodu. Nie było o nim żadnych wieści, aż tu nagle wrócił. Zbawiciel czarodziejskiego świata nie wiedział w czym rzecz i o co w tym wszystkim chodzi.
-Normalnie, Potter. - Dracon Malfoy stanął w progu drzwi, wyglądałby niczym zesłaniec bogów, ale jego twarz, była objętna, jedyne co wyrażało odrobinę emocji to oczy – Łasic jest nam potrzebny. Pociągnąłem za kilka sznurków i znalazłem go. Od razu wyczułem magię mojej cioteczki, majstrowała w jego umyśle, dlatego zdradzał Hermionę, to cholerne zaklęcie było powodem wszystkiego. Zdjąłem je i zostawiłem pod opieką mojej kuzynki drugiej linii, czwartego pokolenia, żeby się nim zajęła i jak wyzdrowieje kazała mu wrócić. Zostawiłem jej świstoklik i wróciłem tutaj. Potem wszystko wydarzyło się tak szybko. Śluby, wesela, zaginięcie, klątwa. A ja chciałem was ochronić, ją chroniłem, jak widać nieudolnie, bo i tak ją dopadła. Musze wam powiedzieć jak brzmi cała treść klątwy.
    -Nastanie czas zły i dobry, miłość czar odwróci. Magii moc wielka będzie i nic się już nie wróci. Upadną wszelkie stereotypy, czar miłości zostanie rzucony. Sztyletem więzy przetną Ci co nie powinni być do tego zdolni. - powiedział Ronald.
    -Skąd to znasz?
    -Właśnie do tego jest nam potrzebny.

***
Wszystko ja boli, chce jeść, albo chociaż pić. Jak dobrze, że nie ma tu Lestrange.
-Może to był tylko głupi sen – powiedziała do siebie.
-To nie był sen, szlamciu, jestem tutaj.
W blasku księżyca połyskiwało srebro noża. Tego samego noża, którym ma naznaczone ramie, już wiedziała, że zginie.

A ty nie płacz za mną
a ty nie płacz po mnie,
bo gdybym się nie obudził
będę tam gdzie ogień płonie...”

~Kali&Gibbs 

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 18 - Cisza przed burzą.

Witajcie!
Nie wiem czy wiecie, ale zbliżamy się do końca.  
Jestem w nowej szkole, z nowym życiem.
I kolejnym sexi chłopakiem na oku <w końcu!> <3 
Wybaczcie mi ten brak czasu, ale gdybym wiedziała, że czeka mnie tyle nauki...
Och minęły neicałe trzy tygodnie, a ja mam dość.
Dzięki Bogu, mam świetną bibliotekę i przyjaciółki!
Inaczej, to ja nie wiem noo xD 

Zapraszam na kolejny rozdział.
Co zobaczenia niedługo:*
Buziaczki :)
PS. Proszę o komentarze, bardzo motywują. 


Rozdział 18 - Cisza przed burzą. 


„Chwilę ciszy dobrze nie wróżą,
bo może to jest cisza przed burzą. 
Z sekundy na sekundę
z minuty na minutę
z godziny na godzinę 
nie da się przed tym uciec.” 
~O.S.T.R „ Cisza przed burzą” 




Czas do OWTM'ów uciekał przez palce. O oświadczynach Dracona i Hermiony wszędzie mówiono, a zrobiło się jeszcze głośniej, kiedy obie strony zaakceptowały się wzajemnie. Draco robił wszystko w wolny chwilach, żeby przygotować Hermionę do arystokracji, a ona robiła dużo więcej, żeby potrafił obejść się bez magii. Byli szczęśliwi. Planowali zemstę na Bellatrix Lestrange. Nikt ich nie nachodził, wszystkie klątwy, groźby. Nie było nic. Ale czuli, że to cisza przed burzą. Jeszcze niedawno był początek semestru, a teraz do traszek zostały trzy dni, a do ślubu Harry'ego i Ginny miesiąc. Hermiona zawsze marzyła o lipcu, albo lutym, a że nie chcieli czekać, zdecydowali się na lipiec tego roku, zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Potem mają zasłużone wakacje na Wyspach Kanaryjskich – wymysł Dracona. Wszyscy dzielili czas pomiędzy naukę, a spotkania. Ledwo wyrabiali i będąc szczerym spali bardzo mało, a czasem w ogóle. Zwłaszcza, że cała paczka miała narzeczonych, bądź narzeczone. Blaise był załamany, bo Pansy już mu zawyrokowała, żadnego sexu na trzy miesiące przed ślubem, biedny Blaise próbował wszystkiego, ale nie udało się. Zostało mu wsparcie Dracona, Harry'ego i Ognistej. Kiedy tylko spotykał się z Pansy, czuł jak w powietrzu krąży napięcie, ale do osiemnastego czerwca  zostało jeszcze dwa tygodnie, a ona była uparta. Nawet się nie całowali, bo oboje byli na skraju wytrzymałości.

***

- Wszystko jest tak przygotowane?
-Tak, pani.
-Mam rozumieć, że za tydzień będziemy mieli gości?
-Tak, pani.
-Nie spodziewałam się innej odpowiedzi. Wyjdź, Smith.
Kiedy tylko została sama wybuchła szaleńczym śmiechem. Gdyby tylko wiedziała, że wszystko pójdzie nie po jej myśli.

***

-Uff wierzycie, ze już po wszystkim? Że to już koniec, że nie musimy się więcej uczyć, że jesteśmy...dorośli? - powiedział Blaise do swoich przyjaciół. Wszyscy siedzieli na błoniach, ogrzewając się w promieniach niemalże wakacyjnego słońca.
-Niestety, Diabełku, tak już jest. - odpowiedział Draco, który siedział oparty o jedno z drzew przytulając do siebie gryfońską narzeczoną.
- Właśnie, Diable, mamy siedemnaście lat, za kilka dni bierzesz ślub. Mam nadzieję, że dorosłeś – wtrąciła z uśmiechem Ginevra.
-Ruda, tak bardzo śmieszna – powiedział oburzony Diabeł i odwrócił wzrok w stronę narzeczonej, był to wielki błąd, nie spał z nią od trzech miesięcy, a od dwóch nie dotykał jej ust, czuł, że eksploduje i to już niedługo.
-Draco jak przygotowania do ślubu? - zapytała Pansy.
-Pełną parą - odpowiedział z uśmiechem. – Ciekawsze jest jak to u was. Już niedługo.
-Właśnie dziewczyny, potrzebuje waszej pomocy – powiedziała Pansy wstając. Ginny i Hermiona poszły za jej przykładem i uciekły w stronę dormitorium Hermiony, gdzie miały rozplanowane wszystkie trzy wesela, oczywiście ich mężczyźni nie mieli o niczym pojęcia.

***

Dwa tygodnie upłynęły jak z bicza strzelił. Pansy z pewną melancholią patrzyła na wszystko, ale uśmiechała się. Była szczęśliwa. Hermiona i Ginny towarzyszyły jej w kółko podając jej eliksir na ból głowy, po wczorajszym wieczorze kawalerskim, pomogły wbić się w suknie ślubną. Zaplanowały wszystko. Teraz czeka je dwa tygodnie harówki do wesela Potterów, a potem wesele Dracona i Hermiony i miesiąc miodowy w Grecji. Och jak się na to cieszyła!
-Gotowa? - usłyszała ciche pytanie swojego ojca, tego człowieka, który był przy niej zawsze.
-Tak – odpowiedziała z uśmiechem.
Po chwili prowadzona była do swojego kochanego Diabełka, jej narzeczonego, prawie męża. Tego, który zmienił jej życie, niepostrzeżenie. Uśmiechali się do siebie. Pewnie nie wiedzieli jak promienieją miłością i magią. Wpatrzeni w siebie jak w obrazek.
Po krótkim wstępie Ministra Magii, urzędnik udzielił im ślubu.
-Czy Ty panno Parkinson zamierzasz uczynić tego oto mężczyznę swoim mężem?
-Tak.
-Czy Ty panie Zabini zamierzasz uczynić z tej panny swoją żonę?
-Tak.
-Proszę powtarzać za mną panie Zabini. Przysięgę składacie swoimi słowami? - na potwierdzenie skinęli głowami, wpatrując się w siebie. -Świadomy praw i obowiązków...
-Świadomy praw i obowiązków...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Przysięgam...
-Przysięgam być Twój jeśli i Ty będziesz moja. Chronić cię od wszystkiego, czego tylko mogę. Kochać cię całym sercem. Zajmować się naszymi dziećmi. Łożyć na nasze życie, tyle ile potrzeba. Być z tobą aż do końca.
- Teraz pani, panno Parkinson, proszę powtarzać za mną. Świadoma praw i obowiązków...
-Świadoma praw i obowiązków...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Wynikających z założenia rodziny...
-Przysięgam.
-Przysięgam być na zawsze Twoją. Opiekować się tobą i naszymi dziećmi. Być ci podporą i najwierniejszą przyjaciółką. Troszczyć się o ciebie. Kochać cię do końca. I być, bo sama obecność potrafi działać cuda.
-Możecie się pocałować.
Blaise nie musiał tego słuchać kolejny raz, bez zawahania pochylił się nad Pansy i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Magia zaczęła nad nimi krążyć. Oboje zajaśnieli błękitnym, niemalże białym światłem. To oznaczało miłość, dozgonną i odwzajemnioną oraz przyjaźń i namiętność, przynajmniej według magicznej tradycji weselnej.
Rodzice Pansy i mama Blaise byli pod wrażeniem natężenia światła, to nie zdarzało się często ich dzieci naprawdę bardzo mocno się kochały. Oni też byli szczęśliwi. Nagle Blaise przyłożył sobie różdżkę do gardła:
-A teraz zapraszam wszystkich na balangę!
Powiedział tak, że wszyscy go słyszeli. W tej chwili Pansy wiedziała, ze dzieci będą mieć dopiero wtedy, kiedy Blaise chociaż trochę dorośnie.

***

-Kocham cię.
-Ja ciebie też, Ginny.
-Wyobrażasz sobie jak będzie u nas.
-Och jedno wiem na pewno, nigdy więcej wieczoru kawalerskiego z Blaisem.
-O to, ci już nie grozi – powiedziała Ginny z uśmiechem, od teraz Blaise nie był już kawalerem. Zazdrościła im trochę tego światła, bardzo się martwiła, że jej będzie zwyczajne, białe, chociaż nigdy nie wątpiła w ich miłość, to obawiała się tego. Chciałaby mieć mocne różowe światło, to byłoby coś wyjątkowego. Czerwonego, ani fioletowego nie chciała, wiedziała, że ich uczucie nie jest aż tak wyjątkowe.
-Chodź, mój drogi narzeczony. Trzeba dać tym dwojgu prezent.
-Tak jest, narzeczono – odpowiedział Harry. Byli zaraz za rodzicami młodej pary w składaniu życzeń. Cóż zapowiadało się ciekawie.

***
-Draco jak myślisz, jak będzie u nas?
-Wyjątkowo – odpowiedział z uśmiechem.
-W to nie wątpię, w końcu to ja jestem twoją wybranką – powiedziała Mionka, za co dostała długiego całusa w usta.
- To ja tu jestem wyjątkowy – odparł, za co dostał kuksańca w bok. Uśmiechnął się tylko, niby nic, a jednak dużo. To ona go tego nauczyła. Był szczęśliwy.

***

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

-Pamiętasz, jak pierwszy raz do tego tańczyliśmy?
-Yhym – przytaknęła wtulona w jego czarną marynarkę, to ich pierwszy taniec, a on wybierał piosenkę.

Miłość zesłał nam los ,
A mnie obiecał raj
Byłem jak inny ktoś
Z nadzieją na życie naj


Pamiętał...

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

-To właśnie wtedy spojrzałem na ciebie inaczej, wiesz?

Miłość to Ty i Ja
I życie co nie jest grą
Słowa niepewne tak
A kruche, jak cienkie szkło

Podniosła głowę z jego ramion, spojrzała prosto w oczy i pocałowała prosto w usta.

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

-Teraz już wiem – odpowiedziała z uśmiechem.

Miłość samotne sny
I słowo odejdź , gdy chcesz
Pustka , zbyt słone łzy
Ach nie to tylko deszcz .

Na powrót oparła głowę o jego ramię, wtuliła się ufnie i wciągnęła jego zapach. Teraz są małżeństwem, już nic ich nie rozdzieli.

Sonet , sonet dla miłości
Choć poeci opiewali ją nie raz
Sonet zaufania i zazdrości
Bo była , jest i będzie tak jak czas . 

***

-Cieszę się, że jesteście szczęśliwi – w końcu znaleźli chwilę dla siebie, co chwilę ktoś coś od nich chciał. Ale w końcu mogą porozmawiać w szóstkę. No dopóki ktoś im nie przerwie.
-My też się cieszymy – odpowiedziała Pansy.
-Zobaczymy, czy wy nie będziecie zalatani za dwa tygodnie, Potter – powiedział Blaise.
-Ehem... Diabełku jestem Wybrańcem... będę miał jeszcze gorzej.
-Fakt, ale dzisiaj dzień Zabinich, dajmy im się nacieszyć sobą – powiedziała Hermiona.
- Będziemy się już zbierać – dodał Draco.
- Ten bałagan zostawcie, potem sprzątniemy, może zajmijcie się sobą. - dodał Harry z ironicznym uśmiechem. Zmęczona Ginny opierała się o jego ramię ledwie kontaktując.
-W końcu już piąta nad ranem – dodała Hermiona.
-Zostawiamy was z rodzicami i cóż do jutra, gołąbeczki – powiedział Draco, po czym teleportował się z Hermioną.
-Dokładnie, do jutra – dodał Harry i teleportował się z Ginny w rękach.
Po chwili młodzi państwo Zabini pożegnali rodziców zamrozili pozostałości smakołyków specjalnym zaklęciem i zabezpieczyli namiot na prywatnym terenie – łące pana Parkinsona, po założeniu zaklęć ochronnych zniknęli z cichym trzaskiem. Teleportowali się do wynajętego apartamentu dla nowożeńców, gdzie Blaise w końcu  mógł się wykazać po trzech miesiącach. Co prawda najpierw ukarał swoją żonę odciąganiem orgazmu, ale potem... cóż nie spali dość długo.

***

-Gdzie jest Hermiona?
-Miała zaraz dotrzeć, zostawiłem ja dosłownie na kilka minut.
-Przecież ona nigdy się nie spóźnia – dodała Ginny. Wszyscy czekali na Hermionę, która dosłownie na chwilę miała wstąpić do domu rodziców. Czekają na nią już godzinę.
-Idę jej poszukać.
-Czekajcie, leci czyjś patronus.
- To boa dusiciel, Hermiona nie ma węża.

Wasza szlamcia jest u mnie. 
Draco znasz treść klątwy. 
Tę prastarą, zapomnianą. 
Wiesz co robić. 

-Draco, co to było?
-Patronus.
-To wiemy, ale czyj?
-Bellatrix Lestrange.

wtorek, 2 września 2014

Miniaturka!

Króciutki prezent, na pocieszenie po skończonych wakacjach.
Pisana o dwunastej w nocy, korzystam z tego, że lekcje na drugą zmianę :)
Mam nadzieję, że ją polubicie.
Kolejny rozdział... postaram się go jak najszybciej napisać.



Anioł Stróż  

"Czas jak deszcz szybko ucieka,
czas człowieka płynie jak rzeka."



Odwiedzam ich. Codziennie.Od jedenastu lat. I wiem, że w końcu mogę odejść. Pamiętam ciężkie początki. Hektolitry  łez. Kryzys. Cmentarz. Ciemność. Znicze. Pamiętam mój strach o to, że się rozejdą. Wiedziałem jednak, że ich miłość jest wyjątkowa. Sam Merlin mi to powiedział. Z resztą bardzo mnie lubi, więc dużo mi opowiada. On lubi dzieci, szczególnie te wyjątkowe. 
Powiedział mi wczoraj, że to już koniec, że mogę iść dalej. Będą mieli trzecie dziecko, moja moc magiczna powróciła do nich. Chłopczyk który urodzi się jako czwarty, będzie potężny jak ja i przeżyje. 
Odszedłem. Nie miałem prawa zrobić im czegoś takiego, ale Merlin mnie potrzebował. Będę za nimi tęsknił, ale wiem, że będziemy o sobie pamiętać. Nie potrzebują już małego Anioła Stróża. Mają siebie. Stoję na dworcu Kings Cross. To już nasze ostatnie wspólne chwile, mimo iż oni nie zdają sobie z tego sprawy. Moja siostrzyczka jedzie do Hogwartu pierwszy raz. Przeżyje to, czego ja nie mogłem. Spoglądam za nimi Rose tak bardzo podobna jest do mamy, tylko oczy ma taty, a Lili to już cała jego kopia. Mały, o którego istnieniu jeszcze nie wiedzą, to dopiero drugi tydzień, po mamie będzie miał tylko oczy. Ale chłopak, który urodzi się taki jak ja, będzie kopią mamy. Czuję, ze to mój czas. Już więcej nie zobaczę przeklętego pudła z magicznymi USG, nad którymi płaczą razem dwunastego września. Nie zobaczę więcej ich na cmentarzu. Są z dnia na dzień szczęśliwsi. I oby tak dalej. Teraz czeka mnie przeprawa. Opowiem Wielkim Magom swoją historię, która jest krótka.

„Nazywam się Scorpius Dracon Malfoy. 
Umarłem jedenaście alt temu, tuż po moich narodzinach. 
Moi rodzice to Hermiona Granger- Malfoy, a tata Dracon Lucjusz Malfoy. 
Bardzo mnie kochają. 
Skąd wiem? 
Byłem ich Aniołem Stróżem.” 


„Jedyne czego brak to waszej obecności.” 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 17 - Miłość o nic nie pyta.

Witajcie :)
Wróciłam.
Przede wszystkim zapraszam Was na miniaturkę : http://panstwoweasley.blogspot.com/2014/08/imie-miosci.html
Kolejny rozdział postaram się oddać jeszcze przed rozpoczęciem roku, ale nic nie obiecuję.
Mam nadzieję, ze wakacje mijają Wam w miłej atmosferze.
A teraz zapraszam na jeden z ostatnich rozdziałów.
Buziaki :*
EDIT : Przepraszam za błędy. Komentujcie to naprawdę motywuje.


Miłość o nic nie pyta.



Miłość nie pyta o nic,
 bo kiedy zaczynamy się nad nią zastanawiać,
 ogarnia nas przerażenie, 
niewypowiedziany lęk, 
którego nie sposób nazwać słowami. 
Może jest to obawa bycia wzgardzonym, 
odrzuconym, 
obawa, że pryśnie czar? 
Może wydaje się to śmieszne, ale właśnie tak się dzieje.
 Dlatego nie należy stawiać pytań, lecz działać. 
Trzeba wystawiać się na ryzyko. 
~Paulo Coelho  

Była w szoku. Kiedy ta kobieta zdążyła uciec. I czemu ona o tym do cholery nie wiedziała! Draco starał się ją uspokoić zanim teleportowała się do domu. Niby mu wybaczyła, ale nadal czuła do niego delikatną rezerwę. Wie, że przed  żadną inna się nie otworzył i o żadną inna nie walczył, a mimo to miała wrażenie, ze w każdej chwili może ją zostawić. W każdej. Może mu się znudzić, może go zdenerwować bardziej niż zwykle, a on ma na pęczki innych kobiet. Wystarczy, ze pstryknie palcami i już biegną. Leżała w łóżku w swoim pokoju, w Norze. Czas uciekał jej przez palce. Jeszcze niedawno był Sylwester, a tu już jutro trzeba wracać do szkoły. O 10 jest pociąg. Powinna się wyspać, a nie myśleć ciągle o przeklętej kolii, o tym czego od niej chce Lestrange i jak potoczy się jej związek z Malfoyem. Chciałaby mieć już spokój. Chciałaby siąść i przeczytać jakąś książkę bez obawy o własne życie. Chciałaby nie mieć nawyku trzymania przy sobie różdżki w gotowości do obrony i zadania bólu przeciwnikowi. Niestety wojna i na niej zostawiła swój ślad. Nawet w Hogwarcie, gdzie powinna czuć się bezpiecznie zawsze miała różdżkę przy sobie, na śniadaniu, w Pokoju Wspólnym, na spotkaniach, w Hogsmeade. Chciałaby, żeby Dracon przy niej został on jako jedyny dawał jej tak ogromne poczucie bezpieczeństwa, ze nie martwiła się o nic. I nagle sobie to przypomniała. To uczucie kiedy wyznał jej co do niej czuje. I wtedy też postanowiła sobie, że choćby miała cierpieć kiedy ją zostawi to będzie się nim cieszyć tak długo, jak Bóg pozwoli, bo Hermiona Granger wierzyła w Boga, mimo magii, przecież musi być ktoś kto nad nimi czuwa. 

Dracon Malfoy nie lubił życia w niepewności. Musiał tak  żyć, kiedy Voldemort powrócił, ale teraz w kilka miesięcy po jego unicestwieniu nie chciał tak żyć. Miał dość. Znalazł swoje szczęście, ten promyczek nadziei i nie mógł pozwolić sobie na życie w lęku. Nie chciał kontaktować się z  Potterem ze względu na Weasley'a, ale dla dobra Hermiony jak najszybciej musiał poinformować aurorów i Potter'a w szczególności o tym co się dzieje. Musieli się sprężyć i złapać Bellatrix jak najszybciej zanim rozbuduje swoją starą szajkę. O ile pamiętał Ramzes i Syzyf siedzieli w mugolskim więzieniu, ale Nico, ten fałszywy skurwiel, który już dawno powinien był dostać za swoje, unikał sprawiedliwości jak ognia i mimo że napadł go ostatnim razem nie wyszedł z tego bez szwanku... jednak cioteczka już mogła poszerzać swoje szeregi, miała swoje sposoby i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Trzeba będzie wziąć sprawy w swoje ręce i zadbać o to, by jedynemu promykowi szczęścia w jego bezsensownym życiu nic się nie stało. Z tą myślą odpłyną do krainy Morfeusza. 

-Nico ty się tym zajmiesz. Dopilnujesz by mój siostrzeniec dostał odpowiednią nauczkę - powiedziała do swojego najwierniejszego sługi, który zniknął tak szybko jak się pojawił - cholerny zdrajca. Powinien iść w ślady rodziców. Teraz kiedy Czarnego Pana nie ma, ktoś musi dopilnować ten świat. Nie po to oszukałam Azkaban by szlama Potter'a przeżyła. Przez tą cholerną dziwkę prawie umarłam, dzięki Merlinowi eliksir testowy Severusa okazał się skuteczny. Może by tak.. Och tak Demeter będzie idealna do tego zadania. 
Wstała i falując swoim obfitym biustem teleportowała się by zaczął realizować swój kolejny, niecny plan. W sali zostało tylko echo jej mrożącego krew w żyłach śmiechu. 

Była niemal pewna, że ma jeszcze czas. A teraz musiała latać z szybkością światła po Norze i zbierać swoje rzeczy, które zapomniała spakować. Przez cholernego Malfoy'a nie zabrała kilku książek i pergaminów oraz kilku zestawów szat i teraz biegała po Norze wymachując różdżką tak, jak to zawsze robił Ronald. Wspomnienie Ronalda zakuło ją boleśnie w piersi, nie wie czy byłaby w stanie wybaczyć mu to co zrobił, choć trochę brakowało jej tego głupkowatego poczucia humoru i o wrażliwości mieszczącej się w łyżeczce do herbaty. Tyle lat przyjaźni, może rzeczywiście nie pasowali do siebie, ale to on ją zdradził i wystawił na pośmiewisko, więc niech on się teraz płaszczy by mu przebaczyła. Zakończyła myśli o Ronaldzie Weasley'u i jak najszybciej ustawiła się obok Ginny.
-Kochane uważajcie na siebie, jakby wam czegoś brakowało to wyślijcie sowę. Do zobaczenia nie długo – powiedziała pani Weasley.
-Pa, mamo. 
- Do zobaczenia, pani Weasley, proszę pożegnać ode mnie chłopaków – powiedziała Hermiona. Po czym obie teleportowały się wprost do pustej toalety na Kings Cross, zostało im mało czasu, a musiały się dostać na peron 9 i 3/4, miały na to dokładnie 7 minut.  W tym samym czasie na dworcu Kings Cross panował ogromny hałas i harmider. Tłok był nie do zniesienia, mimo to Pansy, Blaise oraz Draco czekali na dziewczyny, które miały się tu pojawić dwadzieścia minut wcześniej. Pociąg odjeżdżał za kilka minut i zaczynali się martwić. 
-Już dawno powinny tu być – powiedziała Pansy, wyrażając nie tylko swoje myśli, ale również myśli chłopaków na głos. 
-Tak zdecydowanie, dokładnie, dwadzieścia minut temu – potwierdził te słowa lekko zdenerwowany Draco „ a jeżeli cioteczka już przystąpiła do ataku” - myślał, pluł sobie w brodę, przecież mogli się po nie teleportować, a potem razem udaliby się do pociągu, ale nie, bo po co. Niby Granger taka mądra, a jak przychodzi co do czego, to on się musi martwić, bo im chce się spóźniać. 
-Już jesteśmy – nagle usłyszał głos, który wyrwał go z zamyślenia, Granger postanowiła jednak przyjść, był wkurzony i choć starał się to ukryć pod swoją codzienną maską to ona to widziała czy chciał, czy nie. 
- W końcu- westchnęli przyszli państwo Zabini. 
-To może idźmy i znajdźmy jakiś wolny przedział – powiedziała Ginny. 
-Gdybyście przyszły na umówioną godzinę nie byłoby z tym problemu – powiedział Malfoy, lekko ignorując przytulającą się do niego Hermionę. Nie widzieli się od przedwczoraj to oczywiste, że się za nim stęskniła. Widziała, ze się zdenerwował no ale co mogła zrobić. Zdarza się najlepszym spóźnić na umówione spotkanie. Myślałą gdy wchodzili do pociągu. Wziął od niej kufer, jak zawsze dżentelmen. 
Była spragniona jego słodkich, chłodnych ust. Wprost nie mogła się doczekać tego kiedy będą sami. W końcu znaleźli jakiś wolny przedział. Upchnęli kufry na półki i usiedli wygodnie. 
-Dobra dziewczynki to dlaczego się spóźniłyście? 
-Powiedzmy, że jedna z nas czegoś zapomniała przez zwykłe roztargnienie i musiałyśmy się ogarnąć, a wstałyśmy trochę zbyt późno – Ginny odpowiedziała na pytanie Blaise'a szybciej niż zrobiłaby to Hermiona i dodatkowo powiedział bardzo zgrabną półprawdę. 
-Roztargnienia ahaaam- przytaknęła Pansy patrząc w oczy Ginevrze. Już ona się domyślała co to było za roztargnienie i nawet się domyślała jak to roztargnienie ma na imię i nazwisko.  
-Może zagramy w alkochinczyka? Mugole mają jednak kilka ciekawych gier – dodał z uśmiechem Blaise.
-Do szkoły mam zamiar wrócić trzeźwa – odpowiedziała Hermiona przytulając się do Draco. 
- Ja zaraz wracam – powiedziała Ginny – idę przywitać się z dziewczynami. 
I już jej nie było, chociaż Hermiona widziała ten smutek w jej oczach ona miałą Draco na miejscu, a Pansy i Blaise wręcz promieniowali miłością. A Gin, Gin miała chłopaka w pracy ciągle narażonego na niebezpieczeństwo. 
-Byłem wczoraj w Ministerstwie- cicha rozmowa Zabinich umilkła, a Hermiona przerwała swoje rozmyślania, chwyciła mocno dłoń Draco i słuchała – poinformowałem aurorów o zniknięciu jednego z więźniów i porozmawiałem z Potterem. Dałem im namiary na domniemanych przeze mnie wspólników cioteczki. 
Wiem, ze wydaje się to niemożliwe, ale Kingsley przeoczył dziurę w ścianie zrobioną w jednej z cel, otępienie i wyczyszczenie pamięci jednego z aurorów pilnujących Azkabanu i zdjęcie osłon magicznych z konkretnego miejsca. Myślą nad przywróceniem Dementorów do Azkabanu, mam nadzieję, ze ten pomysł przejdzie. 
- A nie pomyślałeś nad tym, ze większość śmierciożerców nie żyje więc po co oni? - zapytała Pansy. 
- Pan, uważam, że Draco ma rację. Popatrz co się stało, nawet nie wiedzieli o ucieczce jednego z więźniów. Tak jest więcej pewności, ze nie będą próbować uciekać, a nie ma więcej Czarnych Panów by nimi zawładnąć. 
- Musze wam przyznać rację, chłopaki. Tak będzie bezpieczniej – powiedziała Hermiona, po czym zagłębiła się w lekturze.
Pansy kilka minut później zasnęła na ramieniu Blaise'a, a chłopaki pogrążyli się w rozmowie. Ginny nie wróciła do przedziału do końca podróży. 


- Chciałabym przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu – mówiła dyrektor McGonagall – jest zabroniony, jak sama nazwa na to wskazuje. Mam nadzieję, ze wróciliście napełnieni nową energią do pracy i nauki, bo przypominam, ze czekają was testy Standardowych Umiejętności Magicznych oraz Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne , także bierzcie się do nauki, a młodsze roczniki niech nie zapominają o egzaminach końcowych. A teraz smacznego moi kochani! 
Klasnęła w dłonie, a na stołach pojawiły się pyszne potrawy. Gin i Hermiona od razu zabrały się do pałaszowania potraw. Były okropnie głodne, a myśl o traszkach* przyprawiła je tylko o silniejszy głód. Kiedy tylko przełknęły po ostatnim toście i czekały na deser, Hermiona powiedziała:
-Nie martw się, jeszcze pół roku i będziecie się mieli na co dzień. 
-Wiem, Hermiś, wiem, ale tak strasznie mi go brakuje. 
W oczach Gin, zalśniły łzy. Nie pozwoliła im wyjść. 
-Ginny wiem, ale pamiętasz wytrzymałaś nasza wyprawę po Horkruksy, wytrzymasz sześć miesięcy widywania się w weekendy w Hogsmeade. Jesteś silna! Pamiętasz? 
-Pamiętam. Dam radę, prawda? 
-Oczywiście, że tak. O patrz deser – zmieniła temat Hermiona. Po chwili dziewczyny pałaszowały Pudding Truskawkowy i Bananowy. 
Siedziały dziś obok bliźniaczek Pail, które również postanowiły wrócić do szkoły. Po chwili we cztery pogrążyły się w rozmowie na temat nowych sukien u Madame Maklin. 

-Draco nie skrzywdź jej. 
-Nie mam zamiaru Pansy. 
-Ty nigdy nie masz takich zamiarów, Draco, ale ona jest inna. Nie zapominaj o tym. 
-Nie zapominam.
-Rozmawiałeś z nią o przywiązaniu Malfoyów?
-Nie – warknął. 
-Dlaczego?! Miłość o nic nie pyta Draco. 
-Bo jeszcze nie jest na to gotowa, Pansy, ja nie jestem na to gotowy. Ja nie wiem czym jest miłość, ale ona jest moim szczęściem, nie mogę tego zniszczyć nie teraz. Najpierw muszę zadbać o jej bezpieczeństwo i rozwiązać klątwę kolii. Nie musi wiedzieć wszystkiego. Jeszcze nie teraz. 
-Jak chcesz. Blaise może ty mu przemówisz do rozumu. Ja idę spać. Jestem zmęczona – powiedziała lekko poddenerwowana i odeszła od stołu. 
-Blaise nawet nie zaczynaj. 
-Nie mam zamiaru jesteś zbyt uparty. Ale powiem ci jedno, jeżeli ci na niej zależy. Musisz jej to powiedzieć i to przed tym jak zaciągniesz ją do łóżka, a potem wmówisz, zę to wszystko było po to, żeby rozwiązać klątwę, bo nie chciałeś jej śmierci. Nawet nie próbuj tego zrobić Draco. Bo wtedy... sam jej wszystko wyjaśnię – powiedział Blaise po czym odszedł od stołu. 
Draconowi przeszedł głód. Wiedział, że musi z nią porozmawiać poważnie, ale to nie jego wina, ze nigdy nikomu tego nie mówił prócz nich i bał się o tym rozmawiać. Tak Draco Malfoy też jest człowiekiem, też się czegoś boi. 
Dwadni później Dracon Malfoy postanowił stanąć na wysokości zadania. Zaraz po kolacji wpadł do dormitorium Hermiony Granger. 
-Granger, musimy porozmawiać. 
-Tak wiem, zachowałam się nieodpowiedzialnie wychodząc po zmroku bez ciebie do Hogsmeade, ale..
-Co zrobiłaś? 
-To nie o to ci chodziło? 
-Nie – warknął – ale teraz się tłumacz. 
-Ale misiu nie denerwuj się. 
- Nie misiakuj mi tutaj tylko mów co żeś znów za genialny pomysł wymyśliła. 
-Oj byłyśmy wczoraj z Ginny wieczorem w Hogsmeade, poprosiła mnie o to wyjście, bo chciała się spotkać z Harrym. 
-I dlatego ty się narażasz. Nie mogła sobie iść z kimś innym?! 
-Bo widzisz... nie krzycz na mnie... poprosiła mnie o to, bo jej brat chciał ze mną porozmawiać. 
-I poszłaś rozmawiać z łasicą beze mnie?! - warknął. 
- Owszem, ale nie uwierzysz, przeprosił mnie. Oczywiście nie przebaczyłam mu od razu, ale dałam mu ultimatum. Dodatkowo dostałam od niego bukiet róż na przeprosiny. Uwierzysz? 
-Nie i nie mam zamiaru, dlaczego on dał mojej kobiecie róże. 
- Bo ty ich dawno swojej kobiecie nie dałeś – powiedziała po czym pocałowała go lekko wiedząc, że to złagodzi jego nerwy – to o czym chciałeś rozmawaiać? 
Automatycznie się spiął. Miał ze sobą wszystko co było potrzebne. Więc co mu szkodzi powiedzieć całą prawdę. 
- Bo widzisz lwico. Chce powiedzieć ci coś, na co zbieram się od Sylwestra. Proszę nie przerywaj mi dopóki nie skończę. Nie wiem czym jest miłość, nie znam jej, ale tak jak mówiłem jesteś moim promykiem szczęścia, moją nadzieją. Jeżeli powiem Ci te dwa słowa, na które tak czekasz zwiąże nas przysięga. Przysięga Malfoyów- szybko wyrzucał z siebie słowa, bojąc się, ze za chwile się rozmyśli i nic jej nie powie – nie będę się w to zagłębiał, ale ogólnie chodzi o to, ze nie będziesz mogła związać się nigdy więcej z nikim innym, jeżeli ja powiedź ci te dwa słowa. 
Hermiona siedziała jak zamurowana. Czekała na to, albo na oświadczyny, kochała go całym sercem i nie zawahałaby się, ale kolejna przysięga. Draco pomyślał, że nie chce go widzieć, więc podniósł się z kanapy i chciał wyjść. Jednak Hermiona go zatrzymała. 
-Nigdzie nie idziesz, dopóki nie powiesz mi tego na co czekam od roku! Kocham cię idioto i nigdy w życiu nie będę mogła być z kimś innym, bo to ty jesteś tym kogo chcę! 
W jej oczach zalśniły łzy. 
-Wyjdziesz za mnie? - wypalił ni stąd ni zowąd szybko klękając przed nią na jedno kolano – Przepraszam, ze nie ma romantycznego nastroju, świec, kwiatów i czekoladek, ale innym razem hmpfff
Hermiona skutecznie przerwała mu potok słów. 
-TAK! - wykrzyknęła kiedy się tylko od siebie oderwali. Pierścionek rodowy automatycznie dopasował się do palca na ręku Hermiony. 
-Kocham cię – wyszeptał do jej ucha. 
Tej nocy nie opuścił już jej komnat.

* traszki - magiczne określenie OWTM'ów

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 16 - Czy to już miłość?

To już rok! 
Aż nie wierzę w to co pisze. 
Wow! 
Mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Proszę  komentarze, bardzo mnie motywują. 
Rozdział niezbetowany.
Nadal szukam bety. 
A i... wyjeżdżam jutro wiec nowy rozdział 
jak tylko będę miała czas to dostaniecie 
rozdział 17! :D 






Rozdział 16 – Czy to już miłość?

[...] miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia. 
Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem,
 polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy, 
podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, 
dręczą nas wątpliwości. 
Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka.
  Miłość jest dziką siłą. 
Kiedy próbujemy ją okiełznać, pożera nas. 
Kiedy próbujemy ją uwięzić, czyni z nas niewolników. 
Kiedy próbujemy ją zrozumieć, miesza nam w głowach. 
~Paulo Coelho 

Następnego dnia wszyscy mieli kaca. Hermiona i Draco obudzili się wtuleni w siebie z uśmiechem na ustach. Hermiona postanowiła wyrzucić sobie z głowy myśli o przeklętej kolii i kłótniach. Stwierdziła, że wyjaśni sobie wszystko z Draconem wieczorem. Tym czasem Draco przeczuwał co się święci i zastanawiał się jak zmienić tor myśli Hermiony. Skoro pieszczoty nie pomagały to musiał szybko działać. Nie chciał mówić o tym jakim jest idiotą i imbecylem, że zmarnowałby całe życie bez kobiety, która małymi kroczkami wchodziła w jego serce. Nie mógł powiedzieć, że ją kocha w miłość ni jak nie wierzy, ale zauroczyła go i uszczęśliwia samą swoją obecnością, a to już przecież coś znaczy. Draco nie wierzył w miłość. To co przeżył w domu, jak i Voldemort nauczyło go, że miłości nie ma. Może i jest szczęście co udowadnia mu ta mała Gryfonka, ale miłość. Nie. Stanowcze nie. W czasie rozmyślań Dracona do salonu zeszła Ginny z Pansy, a zaraz za nimi Harry i Blaise w doskonałych humorach.
-Cześć gołąbeczki, jak się spało?- już z progu wykrzyknął Diabeł, jak co dzień skory do zabawy.
-Dobrze Diable, a wam?- spytał Draco przyglądając się wielce wymownym wzorkiem w stronę malinki na szyi Pansy. Hermiona w tym czasie przyjrzała się Ginevrze i widziała jak minęła jej noc. Roziskrzone oczy, potargane włosy, kilka ugryzień na szyi. No cóż, musiało być ciekawie.
-Cudownie - odpowiedziały dziewczyny.
-Extra - odpowiedział Diabeł z Potterem, który przeciągnął 'a' ziewając.
-Kawy, herbaty? - zapytała Hermiona byleby tylko zmienić temat. Nie chciała, żeby wypytywali się o nią i Dracona. Nie była nawet pewna ich sytuacji. Chciałaby sobie wszystko z nim wyjaśnić.
-Kawy.- odparli chórem, na co Hermiona się zaśmiała.
Po chwili siedzieli już razem milcząc i pijąc gorącą, pyszną kawę.
-Chyba będziemy się już zbierać kochani, pani Weasley z samego rana przysłała nam patronusa, żebyśmy wrócili na jej pyszna paszteciki - powiedział Harry.
-Och to w takim razie ja już też pójdę – powiedziała Hermiona
Wstała i udała się do pokoju przygotowanego jej przez Kelly. Była tam tylko chwilę, tóż  przed tym jak przyszedł Draco i zaczął opowiadać o kolii. Ta myśl przyprawiła ją o zawrót głowy. Musi przespać się z Draconem. Cholerna legenda. Cholerna kolia. Kto jej ją dał, kto chciał się na niej zemścić. Kto ją, aż tak nienawidzi...
Nie da się złamać. Coś wymyśli w końcu jest Hermioną Granger. Najmądrzejszą czarownicą od czasów samej Ravenclaw.
-Możemy porozmawiać.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Pansy. Weszła do pokoju niemalże niezauważona. Z ciepłą herbatą w kupkach, które lewitowała tuz przed sobą.
- Mam herbatę z cytryną – dodała z delikatnym uśmiechem.
-Jasne, wchodź – odpowiedziała Hermiona. Odkładając na bok kolię, która nie wiadomo jak znalazła się w jej ręku. Może rozmowa z Pansy jej coś pomorze. Nie bez powodu stała się przyjaciółką dwóch najprzystojniejszych i najbardziej niedostępnych chłopaków w Hogwarcie. Tak ta dziewczyna musi coś w sobie mieć. Coś więcej. Coś o czym wiedzą tylko jej najbliżsi.

***

-Pani – jeden z podwładnych zabrał jej moment ciszy i spokoju. Żeby ich zniszczyć i przejąć moc ciągle jest zajęta. A teraz kiedy znalazła chwilę dla siebie, któryś z tych debili śmie jej przeszkadzać!
-Wejść! - powiedziała rozdrażniona
-On się chyba domyśla, kto wysłał tej szlamie kolię.
-Jak?!
- Wczoraj nie potoczyło się tak jak przewidywaliśmy. Przede wszystkich cała szóstka wie o koli. Nie upili się tak jak przewidywaliśmy. A młody Malfoy pogodził się ze szlamą...
-Słucham – weszła mu w słowo – wezwij Młodego teraz on wkracza do akcji! A i przyślij mi tu Ramzesa. To on miał się wszystkim zająć. TERAZ!
-Tak, pani.
Syzyf wyszedł z sali, a ją trafiał szlag.
-Pani – cichy szept przestraszonego człowieka przywrócił jej myśli na właściwy tron. Nie mogła go zabić, wciąż ich było za mało. Wszyscy stali się zdrajcami. Pobratymcami szlam.
- Miałeś się tym zająć – powiedziała spokojnym tonem.
- Tak i wszystko już było na właściwym torze...
- Tak?! Jak?! Nie dopilnowałeś tego! To było twoje jedyne zajęcie. Mieli do siebie nie wrócić, a ona miała wyssać całą truciznę z kolii. Crucio!
Wrzaski Ramzesa przyprawiały ją o szybsze krążenie endorfin i serotoniny we krwi.
Poczuła radość, którą niedawno jej zabrano. Kiedy rzuciła Secumsemprą wpadł jej do głowy pomysł. Musi wezwać Nicka i to jemu powierzyć to zadanie. W końcu nie bez przyczyny jest najlepszy. Jeżeli to nie wyjdzie będzie musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Ale póki co.
-Ramzesie, możesz iść. I następnym razem nie spieprz sprawy.

***

-Możesz zostać?
-Draco, a co ty tu robisz?
-Nieważne. Jeszcze nie wyszedłem i pomyślałem, że możemy porozmawiać.
- Gdzie Pan i Diabłeł?
- Teleportowali się do pani Zabini i jej nowego narzeczonego podzielić się wesołą nowiną.
Na te słowa na jej  ustach pojawił się uśmiech, bo kiedy oni  szczęśliwi, ona też
-Możemy – odpowiedziała. Wszedł do pokoju i usiadł na granatowym fotelu, bose stopy założył na czarnym dywanie. Usiadła na łóżku naprzeciw niego, było jej wygodnie i ciepło a tego teraz potrzebowała. Przyjrzała się Draconowi, ubrany w dresowe spodnie i biały t-shirt wyglądał zbyt pociągająco. Przynajmniej tak wydawało się Hermionie.
 - To o czym chciałeś porozmawiać?
 - O wszystkim. Przede wszystkim chciałem ci wyjaśnić czemu... czemu nie byliśmy razem już wcześniej. Czemu się wszystko posypało. Czemu się do ciebie nie odzywaliśmy. Chyba że, chyba że nie chcesz tego wiedzieć.
 - Wiesz – odpowiedziała patrząc na niego – ciekawość z tego powodu zżera mnie od środka i nie może przestać. Było nam razem dobrze, przynajmniej ja tak odczuwałam, nie ujawnialiśmy się, ale to ja tego nie chciała, a potem ty znikasz, przestajesz się do mnie odzywać, ignorujesz mnie. Myślisz, że jak się czułam. - łzy podeszły do jej oczu. Oboje musieli powiedzieć co czują, wyrzucić z siebie ból i radość, smutek i żal. Wszystkie uczucia. I oboje z tego powodu ogarniał strach. Bo co będzie jeżeli wzajemnie się odrzucą, albo ona zrani jego, bądź odwrotnie. Zdawali sobie sprawę z ryzyka, ale musieli sobie zaufać i wyznać prawdę, bo jeżeli tego nie zrobią... z ich związku nie wyjdzie nic. Sprawa kolii tylko wszystko przyśpieszyła i utrudniła zarazem. Podszedł do niej i przytulił ją, najpierw chciała się wyrwać, ale potem wtuliła się w niego, jak w ulubionego misia i zaczęła szlochać.
 - Wiem, zraniłem cię. Cholernie cie zraniłem. Nie powinienem był tego robić. Powinienem był zostać przy tobie. Nie wiem czy cię kocham, bo nie wiem czym jest miłość. Ale jeżeli miłością nazwiemy to co do ciebie czuję. To kocham cię z całych sił. Chciałbym cie tulić w ramionach cały czas, nie opuszczać cię nigdy, troszczyć się o ciebie i rozpieszczać. Uszczęśliwiasz cały mój czas. Nie mogę bez ciebie wytrzymać. Kiedy cię opuściłem... sam zadawałem sobie ból - w jego oczach błysnęły łzy – a wczoraj kiedy zasypialiśmy razem, kiedy cię całowałem, kiedy rozmawialiśmy, to szczęście mnie przepełniało. I jeżeli to nie jest miłość to nie wiem czym ona jest.
W miarę jak mówił Hermiona uspokajała się, jej uczucia znalazły swoje ujście. Teraz miał ochotę tylko i wyłącznie na niego nawrzeszczeć. Zatkała jego usta ręką.
-Coś ty sobie myślał! Że możesz mnie tak zostawić! Tak za tobą tęskniłam! Kocham cię idioto, a ty fguyhuhdfnbbh...
Malfoy zdjął jej rękę ze swoich ust i pocałował ją z całą pasją i uczuciem.
- Też cię kocham, Granger.
-Dobra, skoro to już sobie wyjaśniliśmy. To odpowiedz. Po pierwsze, dlaczego mnie zostawiłeś, a po drugie dlaczego do jasnej anielki kolia w twoich dłoniach zmieniła się w sztylet. Sztylet rodowy Blacków.
Skąd ona wiedziała o sztylecie rodowym Blaców - to była pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie Dracona.
 - To może zacznijmy od końca – powiedział Draco – Kolia zamieniła się w sztylet, bo … moja cioteczka ją przeklęła. I tu nawiązujemy do pierwszego pytania. Zostawiłem cię, bo musiałem cię chronić. Musiałem się od ciebie odseparować. Ona groziła, że cię zabiję. Jest jedyną osobą, która została z mojej rodziny i staram się ją szanować, ale ona... jest taka jak ojciec. Z resztą nie mogę pozwolić by ktoś cię skrzywdził. Wiesz kto rzucił klątwę na kolię, kto wykradł ją z mojego skarbca. Kto groził mi, że cię zabiję... to Bellatrix Lestrange.

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 15- Tajemnica.

Witajcie!
Nowy rozdział dla Was.
Trochę krótszy niż ostatni, ale co to za różnica...
Skoro nie komentujecie.
Czyżby to opowiadanie było aż takie złe.
Proszę Was o komentarze, na prawdę motywują.
Poszukuję bety!
Rozdział niezbetowany.
Teraz wyjeżdżam więc nie wiem do końca kiedy pojawi się kolejny.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Buziaki. 
Ps. Wiem scena pocałunku tandetna, ale nie mogłam się powstrzymać! 



Rozdział 15 – Tajemnica.  

Tajemnica jest po prostu 
mrocznym zakątkiem niezbadanego świata
 i możemy nieoczekiwanie wdepnąć w jej znaczenie. 
~Anais Nin 

Są tajemnice, które łączą, są jednak i takie, 
które w wypadku klęski na zawsze – dzielą. 
~Gustaw Herling- Grudziński

Hermiona nie wiedziała o co chodzi odpięła kolię, która w dłoniach Malfoya zamieniła się w sztylet. Miny przyjaciół mówiły same za siebie. Nikt nie wiedział o co chodzi.  Dodatkowo zbliżała się godzina 21 i wszyscy chcieli się bawić. A tu nici, bo Malfoy pobity, a dodatkowo Hermiona ma kolię, która zamienia się w sztylet.
-Malfoy, mów co tu się dzieje. -zdołał wykrztusić Harry, którego ręka była zgniatana przez dłoń Ginny. Blaise i Pansy patrzy na siebie i Dracona. Tak jakby oni wiedzieli co się dzieje i o co w tym wszystkim chodzi. Hermiona stała przy kanapie, na której siedział Malfoy. Jej skóra przypominała teraz najjaśniejszy odcień bieli na sukience, a ręce trzęsły się  niczym w delirce. Malfoy wcisnął jej w dłoń literatkę z Ognistą i posadził obok siebie na czarnej, skórzanej kanapie. Harry siadł z Gin na zielonym wełnistym dywanie. Blaise i Pansy siedli na fotelach.
-Jakby to powiedzieć to jest dłuższa historia.
-Mamy czas Malfoy- powiedziała zniecierpliwiona już Ginny.
-Zaraz, ja już gdzieś o tym słyszałam-wtrąciła Hermiona- Gin mi opowiadała o Boryku Boscawen, który wyczarował tę kolię. Dostawała ją ta dziewczyna, która nadawała się na żonę. Zaginęła kiedy umarł Volfgan VIII Boscawen. Ma magiczną moc i tak dalej. Boryk był spokrewniony z Godrykiem i Salazarem, dlatego kolia ma dwie barwy. Kolia wykrywa czy wybranka nadaje się na narzeczoną, jeżeli tak jaśnieje złotym blaskiem, wyrażając swoją zgodę.
-Bynjamniej. Ale to nie jest całą historia.- wtrącił Blaise, nagle poważny jak nigdy.
-Wśród rodów czysto krwistych krążą różne legendy o tej kolii. A jako cenny magiczny przedmiot była poszukiwana i to nie raz. Niesty, każdy poszukiwacz ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. - dodała Pansy.
-Hermiona weź kolię do ręki. Zaręczam, że kolia nie jest podarunkiem dla owej panny.
Hermiona wzięła kolię do ręki a ta znów była taka jak za pierwszym razem tyle, ze teraz widniał na niej napis 'DARK MISTERY' .
-Czekaj, Malfoy... co to było to zaręczam bla bla bla.
-Otóż, Potter, gdybym tego nie powiedział kolia uznałaby, że jest moim podarunkiem dla Hermiony i jeżeli nie ożeniłbym się z nią wciągu tygodnia, najprawdopodobniej Hermiona zginęłaby od klątwy rzuconej na ten jakże cudowny przedmiot. Więc lepiej tego nie dotykajcie.
-Draco, czy tu jest napisane 'dark mistery'.
-Owszem. Już wyjaśniam.
Napięte miny wszystkich w pokoju wyraźnie mówiły, że czekają kontynuacji historii. Tylko Blaise oraz Pan sprawiali jakby nie do końca wiedzieli w to co widzą.
- Dark mistery, czyli ciemna tajemnica. Jedyna oznaka klątwy rzuconej na kolię przez żonę Volfgana VIII. Otóż jego żona Belladona wściekła się na niego za to, że uniemożliwił jej odejście od niego. Kolia jak wiecie wręczona w trakcie związku, cóż nie można jej zdjąć aż do ślubu, do tego czasu zostawia po sobie ślad. Kiedy Belladona chciała zdradzić Volfganga kolia, a właściwie znamię w kształcie róży odciśniętej na jej lewym ramieniu, powiedzmy rzuciła urok na chłopaka, który pokusił się o piękną Belladonę. Ale to jeszcze nie wszystko. Kiedy kolia trafia do czarodziejek mugolskiego pochodzenia, znamię okryte klątwą Belladony wciela jad do organizmu przez co kobieta umiera. To miało unieszczęśliwić każdego potomka Volfganga. Boscawen zauważył jak żona rzuca klątwę i ukrył kolię zaraz przed śmiercią.
-Draco, czyli że ja teraz mam w sobie truciznę?
-To nie wszystko Miona, trucizna może zostać zahamowana tylko przez współżycie z mężczyzną czystej krwi, z którym całowałaś się w przeciągu ostatniego roku. Jeżeli nie, umrzesz- powiedziała Pan grobowym tonem.
-Wiem, kto mógł wysłać ci tę kolię.- dodał Blaise- To mogła być Alecto Carrow. Uciekła z Azkabanu.  A wcześniej dość dobrze 'zaprzyjaźniła' się z twoją cioteczką Smoku.
-Bellatrix? A co ona mogła wiedzieć o kolii, która od 200 lat leżała w skarbcu rodu Malfoyów?!- Trochę za późno Dracon zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.
-Jak to w TWOIM skarbcu?!?! - zapytała Hermiona i Ginny, Harry zaczynał kojarzyć fakty. Popatrzył się na Blaise'a i Pan. Potem na Malfoya. I już zrozumiał o co chodzi. Teraz tylko czekał aż oni powiedzą to dziewczynom. Sam nie zamierzał się wkopywać. Wystarczy, że Hermiona będzie musiała spać z Malfoyem, tak on doskonale zdawał sobie sprawę z kim. Nie wiedział jeszcze czy coś do siebie czują, ale i tego się dowie. W końcu jest aurorem.
-Powiedzcie im o legendzie i wszystko będzie jasne.- wtrącił Harry
-Potter, skąd wiesz o legendzie?-zapytała zszokowana Pansy, dotychczas siedząca cicho i przyglądająca się rozwojowi akcji
-W końcu jestem Potter-odpowiedział uśmiechając się chytrze.
-Jakiej legendzie? Musiałabym o niej czytać- wtrąciła Hermiona, która traciła orient w tym wszystkim. Najpierw dowiaduje się, ze musi się przespać z Draco, nie żeby tego nie chciałą, ale pewnie tego nie przeżyje, bo serce jej pęknie kiedy ją tylko zostawi. Potem dowiaduje się o jakiejś legendzie od której w pokoju atmosfera gęstnieje. Jeszcze Harry o niej wie, a ona nie! O co chodzi?! Kolia zamienia się w sztylet, czego do tej pory nikt jj nie wyjaśnił. Właśnie jej organizm jest otruwany. Merlinie, Salazarze, Godryku! Co za życie!
-W rodach czystokrwistych- powiedział Blaise
-Od lat przekazywana jest legenda-wtrąciła Pansy
-Związana z czterema rodami: Gauntów, Potterów, Blacków i Malfoyów-dodał Potter.
-Oczywiście przez cholerny Skorowidz czystości krwi, musiało się o niej dowiedzieć wszystkie dwadzieścia osiem rodzin. - potwierdził Malfoy- Jest legenda o kolii Boscawenów, ale jest również jej zapomniana część o wyczarowanym napisie, którą znają wszyscy, czyli to co już mówiłem o Belladonie. Od dwustu lat koli była w skarbcu Malfoyów, tylko dlatego że Potter został sam, Blacowie i Gauntowie wymarli, zanim to się stało istniał podział. Każdy z przedstawicieli czterech rodów miał sprawować pieczę nad kolią, aby nie wpadła w niepowołane ręce, bo... posiada moc. Legenda głosi, że Boryk kradnąc Belladonie kolię skumulował w niej swoją magię. Jak wiadaomo sam Salazar był potężny, a dodając do tego Godryka i Rowenę i Helgę stanowili oni niepokonaną czwórcę, część ich mocy przeszła na Boryka, a także na Riddla, czy mnie i Pottera, jesteśmy spokrewnieni z założycielami. Niestety Dumbeldor miał rację co do jednego, niektóre czary można odwrócić tylko miłością. Trzecie część legendy brzmi mniej więcej tak- nagle cztery głosy powiedziały razem coś co nie wybrzmiało głośno od kilku wieków- Nastanie czas zły i dobry, miłość czar odwróci. Magii moc wielka będzie i nic się już nie wróci. Upadną wszelkie stereotypy, czar miłości zostanie rzucony. Sztyletem więzy przetną Ci co nie powinni być do tego zdolni.- zakończyli i spojrzeli na siebie. Harry, Draco, Blaise i Pansy właśnie wychodzili z szoku, a Hermiona i Gin patrzyły na siebie, jedna z błyskiem w oku, druga z niezrozumieniem.
-Uważam, że powinniśmy to opić i zająć się tym jutro.- powiedział wstrząśnięty Draco.
Wszyscy się zgodzili i kilkanaście minut później opróżniali czwartą butelkę Ognistej Whisky. W powietrzu niosła się muzyka a oni siedzieli i pili chcąc przetrawić to co usłyszeli.
-Ekhem przypominam, że dziś Sylwester!-wykrzyknął Blaise- Bawimy się!
Nagle nie wiadomo jak popłynęła żwawsza muzyka i Harry porwał do tańca Ginny. Wyglądało to komicznie, potykali się co chwile o własne nogi, balony, poduszki, butelki. Pansy i Blaise całowali się w fotelu, a Malfoy gapił się na Hermionę tak jakby pożerał ją wzrokiem. Hermiona zamknęła oczy  i nagle Draco złapał ją za rękę.
-Co o tym myślisz?
-Póki co nie wiem. Musze to na spokojnie przemyśleć.
-Wiesz, ze zbliża się dwunasta.
-Trzeba im to powiedzieć! KOCHANI ZA 30 SEKUND DWUNASTA! -krzyknęła Hermiona jednocześnie wyrywając dłoń z uścisku Malfoy'a, aż tak pijana nie była. Chyba. Nagle w pokoju rozbrzmiały głosy.
-Dziesięć!
Hermiona z uśmiechem na ustach zaczęła odliczać.
-Dziewięć!
Obok stanął Malfoy.
-Osiem!
Hermiona stanęła dalej.
-Siedem!
Draco złapał ją za rękę.
-Sześć!
Hermiona opiera się o ramię Dracona, poddaje się.
-Pięć!
Draco głaszcze ją po policzku.
-Cztery!
Patrzą na siebie kątem oka.
-Trzy!
Hermiona odwraca się w jego stronę.
-Dwa!
On ją obejmuję
-Jeden!
-Szczęśliwego Nowego Roku- mówią do siebie szeptem i łączą w słodko-drapieżnym pocałunku. Oboje smakują Whisky. Wtapiają się w siebie. Oboje tego chcą. Po kilku chwilach brakuje im powietrza, odrywają się od siebie nic nie mówiąc.
-Kto chce sałatkę?- pyta Pansy, która jako jedyna widziała co się właśnie stało.

***
Harry i Gin zniknęli w jednym z pokoi. Blasie wziął butelkę Whisky i Pansy i też gdzieś zniknął. Hermiona i Draco pili rozmawiając o niczym.
-...Ja ci mówię to nie jest możliwe.
-A właśnie, ze tak gdyby zmienić ustawę o Przestrzeganiu Prawa wszystko dałobyyhysdsjhfg...
Cóż Hermiona nie skończyła mówić swojego zdania. Malfoy znalazł sposób żeby ją uciszyć.